W pewnym mieście mieszkało dwoje dzieci: Kay i Gerda. Nie byli rodzeństwem, lecz kochali się jak rodzeństwo. Ich domy wznosiły się z dwóch stron wąziutkiej ulicy. Odległość między oknami była tak mała, że dzieci mogły swobodnie ze sobą rozmawiać. Ponieważ mieszkania położone były na poddaszu, rodzice zawiesili pod oknami skrzynki, w których rosły róże i fasola. Dzieci miały swój ogródek. Zimą odwiedzały się w mieszkaniach.
Kiedyś Kay, obserwując padający śnieg, zapytał babcię, czy śnieżynki, tak jak pszczoły, mają swoją królową. Babcia opowiedziała im wtedy o Królowej Śniegu przylatującej razem ze śniegiem na ziemię. Wieczorem, kładąc się spać, chłopiec spojrzał przez okno. Wydało mu się, że jeden, szczególnie duży, płatek śniegu zamienił się w piękną kobietę. Miała na sobie suknię z najdelikatniejszej białej gazy, ale ciało z lodu. Jej spojrzenie było mroźne i niepokojące. Zdawała się wołać chłopca. Przestraszony Kay poszedł spać.
Minęła zima, przeszła wiosna i nastało lato. O piątej po południu Kay i Gerda siedzieli między krzakami róż, oglądając książeczkę. I wtedy stało się nieszczęście. Jeden z odłamków zaczarowanego lustra wpadł chłopcu do oka, drugi ugodził go w serce. Kay stał się złym, nieznośnym chłopcem. Widział tylko to, co było szpetne (brzyd kie) i niedobre. Wyśmiewał ludzi, a nawet przestał lubić Gerdę. Tak mijały miesiące.
Pewnego zimowego dnia Kay wziął saneczki i pobiegł na plac, gdzie bawili się już inni chłopcy. Zobaczył prześliczne białe sanie i doczepił do nich swoje sanki. Wyjechali daleko za miasto, śnieg padał coraz większy, a Kay wciąż nie mógł odczepić swoich saneczek od dużych sań. Nareszcie pojazdy zatrzymały się. Królowa Śniegu (bo to ona jechała w dużych saniach) wzięła chłopca do swoich sań. Otuliła go niedźwiedzim futrem i pocałowała. Kay poczuł się szczęśliwy. Nie wiedział, że w tym momencie jego serce zamarzło do głębi.
W pewnym mieście mieszkało dwoje dzieci: Kay i Gerda. Nie byli rodzeństwem, lecz kochali się jak rodzeństwo. Ich domy wznosiły się z dwóch stron wąziutkiej ulicy. Odległość między oknami była tak mała, że dzieci mogły swobodnie ze sobą rozmawiać. Ponieważ mieszkania położone były na poddaszu, rodzice zawiesili pod oknami skrzynki, w których rosły róże i fasola. Dzieci miały swój ogródek. Zimą odwiedzały się w mieszkaniach.
Kiedyś Kay, obserwując padający śnieg, zapytał babcię, czy śnieżynki, tak jak pszczoły, mają swoją królową. Babcia opowiedziała im wtedy o Królowej Śniegu przylatującej razem ze śniegiem na ziemię. Wieczorem, kładąc się spać, chłopiec spojrzał przez okno. Wydało mu się, że jeden, szczególnie duży, płatek śniegu zamienił się w piękną kobietę. Miała na sobie suknię z najdelikatniejszej białej gazy, ale ciało z lodu. Jej spojrzenie było mroźne i niepokojące. Zdawała się wołać chłopca. Przestraszony Kay poszedł spać.
Minęła zima, przeszła wiosna i nastało lato. O piątej po południu Kay i Gerda siedzieli między krzakami róż, oglądając książeczkę. I wtedy stało się nieszczęście. Jeden z odłamków zaczarowanego lustra wpadł chłopcu do oka, drugi ugodził go w serce. Kay stał się złym, nieznośnym chłopcem. Widział tylko to, co było szpetne (brzyd kie) i niedobre. Wyśmiewał ludzi, a nawet przestał lubić Gerdę. Tak mijały miesiące.
Pewnego zimowego dnia Kay wziął saneczki i pobiegł na plac, gdzie bawili się już inni chłopcy. Zobaczył prześliczne białe sanie i doczepił do nich swoje sanki. Wyjechali daleko za miasto, śnieg padał coraz większy, a Kay wciąż nie mógł odczepić swoich saneczek od dużych sań. Nareszcie pojazdy zatrzymały się. Królowa Śniegu (bo to ona jechała w dużych saniach) wzięła chłopca do swoich sań. Otuliła go niedźwiedzim futrem i pocałowała. Kay poczuł się szczęśliwy. Nie wiedział, że w tym momencie jego serce zamarzło do głębi.