Krótkie (około 20 zdań) opowiadanie pt. `Szczęściarz.`
dober15
Czytało się o niej, oglądało w telewizji, ludzie o niej mówili. Wszędzie było jej pełno. Jednak nadal pozostawała niezbadana. Od tysiącleci towarzyszyła człowiekowi. I mimo to nie znudziła się ludziom i nadal lubili na nią patrzeć. Śmierć. Ludzie z przymusu doświadczali tego jednorazowego wrażenia. Morderstwa, wypadki, choroby, starość, samobójstwa... Samobójcy, ludzie którzy wybierali śmierć z własnej woli. W większości przytłoczeni życiem, zmęczeni egzystencją i codziennymi problemami. W większości. Byli też inni, i choć nie było ich dużo, to jednak istnieli. Najbardziej ciekawscy ludzie na świecie. Ciekawość pchała ich do samobójstwa, chęć zbadania, zobaczenia, poznania, co jest dalej. Patryk nigdy nie był im podobny. Do czasu. Ciekawski był zawsze, i to była jedyna cecha jaką na pewno można było Go określić. Poza tym nigdy się nie wyróżniał. Bobry uczeń, chłopak z sąsiedztwa. Ktoś kogo brak zauważa się dopiero gdy jest dłuższy czas nieobecny i gdy czegoś od niego potrzebujemy. Bez większych problemów dorósł do siedemnastego roku życia i wtedy wszystko się zmieniło. Jak? Przypadek. On rządzi naszym życiem i czyni je takim jakie jest. Patryk przeczytał o chłopcu który popełnił samobójstwo. Przynajmniej chciał. Odratowali go jakimś sposobem. Chłopiec spisał co widział po drugiej stronie i znów popełnił samobójstwo. Napisał między innymi, że to dar iż może to wszystko przeżywać po raz drugi. Po śmierci uśmiech pozostał na jego twarzy dopóki ciało nie znikło w ciemności grobu. Patryk zastanowił się nad tym głęboko, głębiej niż myślał, że potrafi się zastanawiać. Stwierdził, że właściwie niczego w życiu nie dokonał i nie zapowiadało się na to w najbliższym czasie. I postanowił. On też chciał spróbować, chciał popełnić samobójstwo. Tak z ciekawości. To było głupie, ale naprawdę chciał to zrobić, mimo, że zdawał sobie sprawę, co traci, nadal był zdecydowany. Spróbował tradycyjnie, leki. Nafaszerował się wszystkim co było w domu i powoli odpływał i ciepły mrok. Podobało mu się.
Obudził się w białym pokoju. Podłączony do śmiesznej maszynerii i z rurką w przełyku. Gdy nieznacznie przechylił głowę i wyjrzał na zewnątrz upewnił się, że nie umarł. Leżał w pobliskim szpitalu, mógł nawet widzie swój blok. Dopiero wtedy zobaczył, że po drugiej stronie łóżka siedzi jego matka, z twarzą zalaną łzami. W oczach wyraźnie wypisane było jedno słowo "Dlaczego". Nie odezwał się do niej, nawet nie próbował. Myślał. Nad ranem wyrwał się ze szpitala, tak po prostu, ubrał się i wyszedł, nikt go nawet nie zauważył. Chodził cały ranek po mieście. Postanowił spróbować jeszcze raz. Ruch uliczny narastał. Samochód też był dobrym sposobem na śmierć. Zaczekał przy krawężniku i w odpowiednim momencie wyskoczył na jezdnię. Tego dnia zdobywanie tego czego chciał przychodziło mu z dużą trudnością. Nie wziął po uwagę postępu technologicznego. Samochód zahamował z piskiem i zatrzymał się kilka centymetrów od jego kolan. Kierowca wyskoczył z samochodu i ryknął: - Co robisz gówniarzu!? Patryk warknął pod nosem: - Cholerny ABS! - i zszedł z jezdni. Nie zrezygnował jednak, z następnym samochodem poszło już lepiej. Patryk poszybował w górę i przeleciał nad samochodem. Wylądował ciężko kilka metrów dalej. Podniósł się szybko i zaklął tak dobrze jak potrafił, gdy stwierdził, że prócz obdartych łokci i kolan nic mu nie jest. Odszedł zasmucony. Postanowił spróbować czegoś innego. Pociąg wtoczył się leniwie na stację z piskiem stalowych kół wytracając swą prędkość. W oddali okazał się następny. Patryk czekał i po minucie skoczył wprost przez nadjeżdżający pociąg. Ludzie na peronie zamarli w milczeniu. Lokomotywa była coraz bliżej. Wtedy znów do całej sprawy wtrącił się przypadek. Jakiś gość który chciał się pobawić w bohatera wskoczył na tory i odepchnął chłopca. Patryk nawet nie spojrzał czy facet zdążył się położyć między szynami. Powstał z gniewem w oczach, biegiem przebył kilka torów i zniknął w pobliskim zagajniku. Widok sporej sadzawki podsunął mu kolejny pomysł. Woda wydawała się odpowiednim rozwiązaniem i nikt nie mógł mu przeszkodzić. Wszedł po pas i zanurzył się. Już chciał wciągnąć wodę w płuca gdy czyjeś potężne ręce brutalnie wypchnęły go na powierzchnię. Facet był w średnim wieku i właśnie zbierał grzyby, o czym świadczył pozostawiony na brzegu koszyczek. Mężczyzna odholował chłopca na brzeg, tam Patryk gwałtownie go odepchnął. - Głupi dobroczyńca - powiedział i uciekł w las. Postanowił się nie poddawać tak łatwo. Upadek z dużej wysokości także dawał pożądany skutek. Koleżanka ze szkoły tak się właśnie załatwiła. Ale ona nie była ciekawa, ona był zdesperowana. Wyszedł na dach czteropiętrowca. Zawsze miał lęk wysokości. Było to trochę niedorzeczne w związku z tym co chciał zrobić, jednak nie mógł się zdobyć na odwagę by wejść na coś wyższego. Zresztą i to powinno wystarczyć. Beton był twardy, odległość spora. Skoczył. Skoczył, przez chwilę czuł się jak ptak, potem niespodziewanie wylądował. Leżał i ku swej rozpaczy stwierdził, że nadal żyje. Udało mu się nawet wstać. W całym zdarzeniu skręcił tylko kostkę. Przypadek znów wtrącił się w nie w porę. Czuł się pokonany, jak nieudacznik. Nie potrafił nawet zapanować nad własnym życiem. Wracał do domu i miał tylko ochotę porządnie się wyspać. Pewnie gdyby teraz podciął sobie żyły jakiś uczynny przechodzień wezwał by karetkę. Zresztą i tak nie miał nic ostrego. O wieszaniu nawet nie myślał, pewnie urwała by się gałąź albo sznur. Albo ktoś by go powstrzymał, lub wręcz ziemia wystrzeliła by w górę by go podtrzymać. Dlaczego inni padali jak muchy. Ludzie którzy chcieli żyć. A On chciał zginąć i nawet to mu nie wyszło. Szedł powłócząc zwichniętą nogą, ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach. Nie pragnął już śmierci. Przynajmniej nie tak bardzo jak snu. W pewnym momencie zahaczył o wystającą płytę chodnika i straciwszy równowagę uderzył głową w beton. Stracił przytomność. I udało się.
2 votes Thanks 1
TrissMerigold
Pewien pan szedłszy ulicą spotkał pewną panią, starszą kopiecinę bez grosza przy duszy. Zaprosił ją do siebie na objad. Wyją swoje najleprze potwary ze spiżarki. nie było tego zbyt wiele, trochę sera, ciasto i kilka drożdżówek, lecz sam ledwo wiązał koniec z końcem.Poczęstowawszy kobietę przedstawił się jako Jan Maciupiński. Kobieta zarumieniła się, lecz nie powiedziała swego imienia. rozmawiali tak do wieczora, kiedy nagle kobieta powiedziała mu, że za jego dobroś musi się mu odwdzięczyć i zapowiedziała mu szczęście jakiego nikt nigdy nie doznał. Jan zdziwił się mocno, podziękował i odprowadził kobiecinę do drzwi. następnego ranka ktoś zapukał do jego domu, był to listonosz z niewielką paczuszką. Jan otworzył ją i uśmiechną się wesoło. Było to zdjęcie kobiety, która wczoraj u niego była. Na drugiej stronie był adres i data. Udał się we wskazane miejsce w określonym czasie i zobaczył tę kobietę. Nie była już ubrana w stare łachmany jak wcześniej, była to elegandzka i dostojna dama. zaprosiła go do siebie i poprosiła aby u niej zamieszkał. Po krótkim czasie wzięli ze sobą ślub i oboje żyli długo i w szczęśliwym małżeństwie.
Samobójcy, ludzie którzy wybierali śmierć z własnej woli. W większości przytłoczeni życiem, zmęczeni egzystencją i codziennymi problemami. W większości. Byli też inni, i choć nie było ich dużo, to jednak istnieli. Najbardziej ciekawscy ludzie na świecie. Ciekawość pchała ich do samobójstwa, chęć zbadania, zobaczenia, poznania, co jest dalej.
Patryk nigdy nie był im podobny.
Do czasu.
Ciekawski był zawsze, i to była jedyna cecha jaką na pewno można było Go określić. Poza tym nigdy się nie wyróżniał. Bobry uczeń, chłopak z sąsiedztwa. Ktoś kogo brak zauważa się dopiero gdy jest dłuższy czas nieobecny i gdy czegoś od niego potrzebujemy. Bez większych problemów dorósł do siedemnastego roku życia i wtedy wszystko się zmieniło. Jak? Przypadek. On rządzi naszym życiem i czyni je takim jakie jest. Patryk przeczytał o chłopcu który popełnił samobójstwo. Przynajmniej chciał. Odratowali go jakimś sposobem. Chłopiec spisał co widział po drugiej stronie i znów popełnił samobójstwo. Napisał między innymi, że to dar iż może to wszystko przeżywać po raz drugi. Po śmierci uśmiech pozostał na jego twarzy dopóki ciało nie znikło w ciemności grobu. Patryk zastanowił się nad tym głęboko, głębiej niż myślał, że potrafi się zastanawiać. Stwierdził, że właściwie niczego w życiu nie dokonał i nie zapowiadało się na to w najbliższym czasie. I postanowił. On też chciał spróbować, chciał popełnić samobójstwo. Tak z ciekawości. To było głupie, ale naprawdę chciał to zrobić, mimo, że zdawał sobie sprawę, co traci, nadal był zdecydowany.
Spróbował tradycyjnie, leki. Nafaszerował się wszystkim co było w domu i powoli odpływał i ciepły mrok. Podobało mu się.
Obudził się w białym pokoju. Podłączony do śmiesznej maszynerii i z rurką w przełyku. Gdy nieznacznie przechylił głowę i wyjrzał na zewnątrz upewnił się, że nie umarł. Leżał w pobliskim szpitalu, mógł nawet widzie swój blok. Dopiero wtedy zobaczył, że po drugiej stronie łóżka siedzi jego matka, z twarzą zalaną łzami. W oczach wyraźnie wypisane było jedno słowo "Dlaczego". Nie odezwał się do niej, nawet nie próbował.
Myślał.
Nad ranem wyrwał się ze szpitala, tak po prostu, ubrał się i wyszedł, nikt go nawet nie zauważył. Chodził cały ranek po mieście.
Postanowił spróbować jeszcze raz.
Ruch uliczny narastał. Samochód też był dobrym sposobem na śmierć. Zaczekał przy krawężniku i w odpowiednim momencie wyskoczył na jezdnię. Tego dnia zdobywanie tego czego chciał przychodziło mu z dużą trudnością. Nie wziął po uwagę postępu technologicznego. Samochód zahamował z piskiem i zatrzymał się kilka centymetrów od jego kolan. Kierowca wyskoczył z samochodu i ryknął:
- Co robisz gówniarzu!?
Patryk warknął pod nosem:
- Cholerny ABS! - i zszedł z jezdni.
Nie zrezygnował jednak, z następnym samochodem poszło już lepiej. Patryk poszybował w górę i przeleciał nad samochodem. Wylądował ciężko kilka metrów dalej. Podniósł się szybko i zaklął tak dobrze jak potrafił, gdy stwierdził, że prócz obdartych łokci i kolan nic mu nie jest. Odszedł zasmucony.
Postanowił spróbować czegoś innego.
Pociąg wtoczył się leniwie na stację z piskiem stalowych kół wytracając swą prędkość. W oddali okazał się następny. Patryk czekał i po minucie skoczył wprost przez nadjeżdżający pociąg. Ludzie na peronie zamarli w milczeniu. Lokomotywa była coraz bliżej. Wtedy znów do całej sprawy wtrącił się przypadek. Jakiś gość który chciał się pobawić w bohatera wskoczył na tory i odepchnął chłopca. Patryk nawet nie spojrzał czy facet zdążył się położyć między szynami. Powstał z gniewem w oczach, biegiem przebył kilka torów i zniknął w pobliskim zagajniku.
Widok sporej sadzawki podsunął mu kolejny pomysł. Woda wydawała się odpowiednim rozwiązaniem i nikt nie mógł mu przeszkodzić. Wszedł po pas i zanurzył się. Już chciał wciągnąć wodę w płuca gdy czyjeś potężne ręce brutalnie wypchnęły go na powierzchnię. Facet był w średnim wieku i właśnie zbierał grzyby, o czym świadczył pozostawiony na brzegu koszyczek. Mężczyzna odholował chłopca na brzeg, tam Patryk gwałtownie go odepchnął.
- Głupi dobroczyńca - powiedział i uciekł w las.
Postanowił się nie poddawać tak łatwo.
Upadek z dużej wysokości także dawał pożądany skutek. Koleżanka ze szkoły tak się właśnie załatwiła. Ale ona nie była ciekawa, ona był zdesperowana.
Wyszedł na dach czteropiętrowca. Zawsze miał lęk wysokości. Było to trochę niedorzeczne w związku z tym co chciał zrobić, jednak nie mógł się zdobyć na odwagę by wejść na coś wyższego. Zresztą i to powinno wystarczyć. Beton był twardy, odległość spora. Skoczył. Skoczył, przez chwilę czuł się jak ptak, potem niespodziewanie wylądował. Leżał i ku swej rozpaczy stwierdził, że nadal żyje. Udało mu się nawet wstać. W całym zdarzeniu skręcił tylko kostkę. Przypadek znów wtrącił się w nie w porę.
Czuł się pokonany, jak nieudacznik. Nie potrafił nawet zapanować nad własnym życiem. Wracał do domu i miał tylko ochotę porządnie się wyspać. Pewnie gdyby teraz podciął sobie żyły jakiś uczynny przechodzień wezwał by karetkę. Zresztą i tak nie miał nic ostrego. O wieszaniu nawet nie myślał, pewnie urwała by się gałąź albo sznur. Albo ktoś by go powstrzymał, lub wręcz ziemia wystrzeliła by w górę by go podtrzymać.
Dlaczego inni padali jak muchy. Ludzie którzy chcieli żyć. A On chciał zginąć i nawet to mu nie wyszło. Szedł powłócząc zwichniętą nogą, ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach. Nie pragnął już śmierci. Przynajmniej nie tak bardzo jak snu. W pewnym momencie zahaczył o wystającą płytę chodnika i straciwszy równowagę uderzył głową w beton. Stracił przytomność.
I udało się.