"jest 15 stycznia 6 rano bardzo zimno i wcześnie. Bolą mnie plecy po wczorajszej pracy i ledwo wstaje z łózka i widzę mały zniszczony pokoik kieruje się do kuchni by się trochę posilić wczorajszymi ziemniakami i resztką piwa. Dzieci pewne jeszcze śpią ale one również idą do roboty i to wcale nie łatwej. Ubierając na siebie stare dziurawe łachy które noszę od niepamiętnych czasów idę do kopalni jak co dzień. Ból pleców nie pozwala mi funkcjonować a jednak muszę bo inaczej tak jak powiedział mój przełożony będzie ze mną źle. Po ciężkiej harówce wracam w południe do domu na obiad... A raczej to co można nazwać obiadem. Nikogo nie ma w domu ale obiad był na piecu, znowu ziemniaki i parę okruchów chleba. Wracam do kopalni po raz drugi ale tym razem na dłużej bo wrócę dopiero w nocy. Wracając z powrotem do domu wciąż czuje narastający ból w plecach i dojście zajmuje mi prawie godzinę chodź nie powiem że mam daleko. Siadam na chwilę na łóżku i zamyślony sięgam po butelkę alkocholu bo tylko w tym znajduje ukojenie. Wypijam jedną potem drugą, i nielicząc sięgam po następne. Dzieci wciąż nie ma w domu. Moja żona też gdzieś znikła zdejmuję koszule. Jest 22 Kładę się spać zmęczony i obolały Nie wiem czy wytrzymam jutrzejszego dnia."
7 rano budze sie a raczej świnia mnie budzi liżąc mi twarz. Moja kochana żona robi mi dobre "śniadanko" Biore konia z chlewa i zaprzegam płóg i ide orać pole okolo 12 żona przychodzi i przynosi mi obiadek to jest zsiadłe mleko z czerstwym chlebkiem. okolo 14 wracam do domu gdzie czeka moja żona Po chwili odpoczynku dla relaksu ide rąbać drewno a potem kosa sciac trawnik i dać go krowa . Okolo 19 zmęczony ide spać
Wycinek z pamiętnika
"jest 15 stycznia 6 rano bardzo zimno i wcześnie. Bolą mnie plecy po wczorajszej pracy i ledwo wstaje z łózka i widzę mały zniszczony pokoik kieruje się do kuchni by się trochę posilić wczorajszymi ziemniakami i resztką piwa. Dzieci pewne jeszcze śpią ale one również idą do roboty i to wcale nie łatwej. Ubierając na siebie stare dziurawe łachy które noszę od niepamiętnych czasów idę do kopalni jak co dzień. Ból pleców nie pozwala mi funkcjonować a jednak muszę bo inaczej tak jak powiedział mój przełożony będzie ze mną źle. Po ciężkiej harówce wracam w południe do domu na obiad... A raczej to co można nazwać obiadem. Nikogo nie ma w domu ale obiad był na piecu, znowu ziemniaki i parę okruchów chleba. Wracam do kopalni po raz drugi ale tym razem na dłużej bo wrócę dopiero w nocy. Wracając z powrotem do domu wciąż czuje narastający ból w plecach i dojście zajmuje mi prawie godzinę chodź nie powiem że mam daleko. Siadam na chwilę na łóżku i zamyślony sięgam po butelkę alkocholu bo tylko w tym znajduje ukojenie. Wypijam jedną potem drugą, i nielicząc sięgam po następne. Dzieci wciąż nie ma w domu. Moja żona też gdzieś znikła zdejmuję koszule. Jest 22 Kładę się spać zmęczony i obolały Nie wiem czy wytrzymam jutrzejszego dnia."
Myślę że pomogłem :)
7 rano budze sie a raczej świnia mnie budzi liżąc mi twarz. Moja kochana żona robi mi dobre "śniadanko" Biore konia z chlewa i zaprzegam płóg i ide orać pole okolo 12 żona przychodzi i przynosi mi obiadek to jest zsiadłe mleko z czerstwym chlebkiem. okolo 14 wracam do domu gdzie czeka moja żona Po chwili odpoczynku dla relaksu ide rąbać drewno a potem kosa sciac trawnik i dać go krowa . Okolo 19 zmęczony ide spać