Jaka broń i taktyka wojenna stosowana była w XVII w. ??
(Proszę o jak najwięcej zdań)
milton08Taktyka piechoty – ogień plutonowy Anglików
…po tym jak batalion się sformował, linia była dalej dzielona na 18 równych plutonów po 30-40 ludzi; pół elitarnej kompanii grenadierów zajmowało stanowisko na każdym skraju linii. Plutony potem były dzielone na „sekcje” po sześć plutonów, nie stałymi grupami, ale rozrzucone proporcjonalnie do linii. Czasem ogień całego przedniego szeregu również był rezerwowany jak czwarta „sekcja”. Pułkownik (lub zastępca) i jego para doboszy zajmowali stanowisko na czele centrum, jego zastępca i grupa chorągiewna stawali z tyłu, podczas gdy major i adiutant stali wyczekująco na koniach na skrajnych flankach, zarządzając liniami. Podoficerom i sierżantom nakazywano, aby mieli baczenie na każdy pluton, wolni oficerowie zajmowali pozycje na tyle linii batalionu.
Po ruszeniu naprzód w kierunku wroga batalion stawał w odległości 60 jardów [54 metry]. Na rozkaz „Pierwsza sekcja przygotować się!”, pierwsze sześć plutonów przygotowywało się, aby oddać salwę, strzelając wszystkie razem albo we wzorzystej sekwencji. Następnie, kiedy te plutony dostały rozkaz, aby ładować, plutony z drugiej sekcji przechodziły naprzód i oddawały strzał. Reszta, która obejmowała grenadierów, wtedy oddawała trzeci strzał. Do tego czasu (mniej więcej 30 sekund) pierwsze pododdziały skończyły ładować i były gotowe, aby strzelić drugi raz, i cały proces był powtarzany […]
Przewaga, jaką to [system ognia plutonowego] przynosiło, była trzykrotna: pierwsza, wróg był wystawiony na ciągły ogień wobec całej swojej linii – nie dawano mu wytchnienia, kiedy wrogi batalion ładował, ale był psychologicznie pod stałą presją; druga, ten system nakazywał dokładną kontrolę przez oddzielnych oficerów i sierżantów, którzy mogli w ten sposób wspomagać generalną efektywność i precyzję swoich plutonów; i trzecia, w każdym momencie jedna trzecia batalionu miała naładowaną broń i była zdolna stawić czoło nieoczekiwanemu rozwinięciu…
Powyższy fragment pochodzi z książki R. Radziwonki, Ramillies 1706, Warszawa 2010, s. 94-95, i stanowi w całości cytat z książki David E. Chandler, Marlborough as a Military Commander, Londyn 1973, s. 92-93.
Poza samym faktem pojawienia się ognia plutonowego, w powyższym ciekawe jest dla mnie przede wszystkim uzasadnienie stosowania ognia plutonowego. Autor uważa, że ogień plutonowy stosowano z uwagi na oddziaływanie na morale przeciwnika: że przeciwnik stale pozostaje w takim przypadku pod ostrzałem i „nie daje mu się chwili wytchnienia”. To miała być jedna z przewag ognia plutonowego. Co ciekawe, w epoce napoleońskiej można spotkać na ten temat inny pogląd: uważano wówczas, że lepiej strzelać większymi grupami, gdyż wtedy łatwiej osiągnąć widoczny efekt i wstrząsnąć morale oddziału przeciwnika, natomiast, że straty rozłożone w czasie nie oddziałują tak bardzo na żołnierzy, gdyż są mniej widoczne i w związku z tym nie mają takiego wpływu na morale. Drugi argument, mówiący o tym, że żołnierze jak strzelają mniejszymi grupami, to mówiąc oględnie bardziej się starają, wydaje się bezsporny, zwłaszcza dla armii państw absolutystycznych. Jednak, gdy żołnierz stał się obywatelem, jak w armii francuskiej po rewolucji, być może odrzucono tą myśl, uznając, że każdy stara się najlepiej jak może wedle swoich umiejętności, inną przyczyna mógł być brak dobrych podoficerów i zanik drylu, tak charakterystycznego dla armii absolutystycznych. Trzeci argument jest oczywiście bezsporny i stanowi zawsze zaletę. _________________ Wojna pałacom, pokój chatom!
GóraRaleenTytuł:Napisane: czwartek, 16 września 2010, 08:37 Colonel Général
Walka kawalerii – decydujące starcie pod Ramillies
Niżej fragment ze źródła z epoki, opisującego decydujące starcie mas kawalerii sojuszniczej i francuskiej (oraz sojuszników Francji) w bitwie pod Ramillies (1706).
Maison du Roi i pierwsza linia kawalerii na tym skrzydle ruszyła do silnej szarży. Szwadrony czerwone Maison du Roi przebiły się przez trzy linie kawalerii, która otworzyła się, podczas gdy jej połowa miała przewagę nad pierwszą linią. Czerwoni zyskali więcej niż pięćset kroków terenu [około 150 m]. Czerwoni wykonali zatem znowu szarżę całkowicie z sukcesem na szwadrony, które chciały je zajść z flanki. One zebrały się, zanim zrobiły półobrót w prawo, i znowu wykonały szarżę na sześć następnych. Znalazły się za czwartą linią, przed sobą i za sobą miały wroga. To wydarzenie nastąpiło chwilę potem, jak nikt nie mógł ich już zabezpieczyć z prawej flanki. To samo nieszczęście wystąpiło po ich lewej. Nieprzyjaciel, który miał linię za linią, nie uczynił nic więcej, jak się otworzył, aby wpuścić naszych głęboko w swoje szyki, a potem sformować się i zajść naszych z przodu i z tyłu. Co więcej, nie mieli oni osłony ze strony wioski Taviers…
Powyższy fragment pochodzi z książki R. Radziwonki, Ramillies 1706, Warszawa 2010, s. 104, stanowi on w całości cytat z L. de Saint-Simon, Memoires du Duc de Saint-Simon, t. IV, Paryż 1873, s. 424-425.
Przyznam, że całość nie jest dla mnie do końca zrozumiała (jeśli chodzi o szczegóły taktyczne), chociaż walka kawalerii w tym ujęciu wygląda bardzo dynamicznie. Widać, że szwadrony Domu Królewskiego (francuskie) wbiły się podczas walk bardzo głęboko i jednocześnie, że cały czas przeciwnik był „wokół nich”. Ten manewr z rozstąpieniem się kawalerii sprzymierzonych, by wciągnąć jazdę francuską w głąb, a następnie ją oskrzydlić, przypomina z kolei taktykę wschodnią, co także wydaje się ciekawe w odniesieniu do kawalerii zachodnioeuropejskiej. Ostatecznie zdecydowały jednak proste czynniki: przewaga liczebna sprzymierzonych (w decydującym momencie mieli prawie dwukrotnie więcej kawalerii na tym odcinku niż Francuzi) oraz zajście z flanki kawalerii francuskiej, co było możliwe dzięki przewadze liczebnej oraz wcześniejszemu zdobyciu położonej na skraju szyku Francuzów wioski Taviers. _________________ Wojna pałacom, pokój chatom!
GóraelahgabalTytuł:Napisane: czwartek, 16 września 2010, 18:05
romanrozynski napisał(a): Coś podobnego zrobiła jazda szwedzka pod Warszawą w 1656 roku. Oddziały na które uderzyła husaria litewska rozbiegły się a pozostały przegrupowały się tak by uderzyć naszym na skrzydła gdy zatrzyma naszych 2-gi rzut jazdy.
Jak sądzę chodzi Ci tutaj o relację Gordona, według której jazda szwedzka miała się rozstąpić przed atakującymi husarzami? Problem jest tu jednak taki, że faktycznie husaria zadała ciężkie straty szwedzkim regimentom stojącym w pierwszej linii, które pod naporem ataku rozproszyły się i wycofały pomiędzy interwałami skwadronów drugiej linii (która także miała ponieść spore straty). Husaria walczyła pod ciężkim ostrzałem ze skrzydeł, nie dostała żadnego wsparcia, więc zmuszona została do odwrotu. Trudno w tym do końca upatrywać skutecznej taktyki szwedzkiej - z pomocą przyszło Szwedom głęboki ugrupowanie własne i brak wsparcia dla husarii. _________________ http://kadrinazi.blogspot.com
GóraTytuł:Napisane: środa, 6 października 2010, 13:58 Jeśli chodzi o piechotę - na PC rekonstruktorzy Księstwa mówili, że ogień rotami (prowadzony w porównywalny sposób jak opisywany wyżej) miał na celu zasypanie przeciwnika ogniem ciągłym, nękanie go i ogólną upierdliwość. Stosowany był rzadko ze względu na bardzo szybkie zużycie amunicji - noszoną ze sobą porcję (ok 60 ładunków) można było wystrzelac w ciągu pół godziny co pozostawiało jednostke praktycznie bezbronną w przypadku braku możliwości szybkiego uzupełnienia. Ogień salwami był bardziej dewastujący jednak była to salwa i chwila spokoju na uzupełnienie wyrw w szeregach czy nabicie własnej broni/danie salwy podczas gdy przy ogniu rotowym ciężko się dowodzi ludźmi kiedy co chwila ktoś pada w szeregach.
Dla odmiany w okresie późniejszym kiedy zasięg broni się zwiększył znacząco stosowano zwykle pierwszą salwę, a potem już każdy strzelał na własną rękę w tempie które mu odpowiadało i które był w stanie utrzymać.
…po tym jak batalion się sformował, linia była dalej dzielona na 18 równych plutonów po 30-40 ludzi; pół elitarnej kompanii grenadierów zajmowało stanowisko na każdym skraju linii. Plutony potem były dzielone na „sekcje” po sześć plutonów, nie stałymi grupami, ale rozrzucone proporcjonalnie do linii. Czasem ogień całego przedniego szeregu również był rezerwowany jak czwarta „sekcja”. Pułkownik (lub zastępca) i jego para doboszy zajmowali stanowisko na czele centrum, jego zastępca i grupa chorągiewna stawali z tyłu, podczas gdy major i adiutant stali wyczekująco na koniach na skrajnych flankach, zarządzając liniami. Podoficerom i sierżantom nakazywano, aby mieli baczenie na każdy pluton, wolni oficerowie zajmowali pozycje na tyle linii batalionu.
Po ruszeniu naprzód w kierunku wroga batalion stawał w odległości 60 jardów [54 metry]. Na rozkaz „Pierwsza sekcja przygotować się!”, pierwsze sześć plutonów przygotowywało się, aby oddać salwę, strzelając wszystkie razem albo we wzorzystej sekwencji. Następnie, kiedy te plutony dostały rozkaz, aby ładować, plutony z drugiej sekcji przechodziły naprzód i oddawały strzał. Reszta, która obejmowała grenadierów, wtedy oddawała trzeci strzał. Do tego czasu (mniej więcej 30 sekund) pierwsze pododdziały skończyły ładować i były gotowe, aby strzelić drugi raz, i cały proces był powtarzany […]
Przewaga, jaką to [system ognia plutonowego] przynosiło, była trzykrotna: pierwsza, wróg był wystawiony na ciągły ogień wobec całej swojej linii – nie dawano mu wytchnienia, kiedy wrogi batalion ładował, ale był psychologicznie pod stałą presją; druga, ten system nakazywał dokładną kontrolę przez oddzielnych oficerów i sierżantów, którzy mogli w ten sposób wspomagać generalną efektywność i precyzję swoich plutonów; i trzecia, w każdym momencie jedna trzecia batalionu miała naładowaną broń i była zdolna stawić czoło nieoczekiwanemu rozwinięciu…
Powyższy fragment pochodzi z książki R. Radziwonki, Ramillies 1706, Warszawa 2010, s. 94-95, i stanowi w całości cytat z książki David E. Chandler, Marlborough as a Military Commander, Londyn 1973, s. 92-93.
Poza samym faktem pojawienia się ognia plutonowego, w powyższym ciekawe jest dla mnie przede wszystkim uzasadnienie stosowania ognia plutonowego. Autor uważa, że ogień plutonowy stosowano z uwagi na oddziaływanie na morale przeciwnika: że przeciwnik stale pozostaje w takim przypadku pod ostrzałem i „nie daje mu się chwili wytchnienia”. To miała być jedna z przewag ognia plutonowego. Co ciekawe, w epoce napoleońskiej można spotkać na ten temat inny pogląd: uważano wówczas, że lepiej strzelać większymi grupami, gdyż wtedy łatwiej osiągnąć widoczny efekt i wstrząsnąć morale oddziału przeciwnika, natomiast, że straty rozłożone w czasie nie oddziałują tak bardzo na żołnierzy, gdyż są mniej widoczne i w związku z tym nie mają takiego wpływu na morale. Drugi argument, mówiący o tym, że żołnierze jak strzelają mniejszymi grupami, to mówiąc oględnie bardziej się starają, wydaje się bezsporny, zwłaszcza dla armii państw absolutystycznych. Jednak, gdy żołnierz stał się obywatelem, jak w armii francuskiej po rewolucji, być może odrzucono tą myśl, uznając, że każdy stara się najlepiej jak może wedle swoich umiejętności, inną przyczyna mógł być brak dobrych podoficerów i zanik drylu, tak charakterystycznego dla armii absolutystycznych. Trzeci argument jest oczywiście bezsporny i stanowi zawsze zaletę.
_________________
Wojna pałacom, pokój chatom!
Góra Raleen Tytuł:Napisane: czwartek, 16 września 2010, 08:37 Colonel Général
Walka kawalerii – decydujące starcie pod Ramillies
Niżej fragment ze źródła z epoki, opisującego decydujące starcie mas kawalerii sojuszniczej i francuskiej (oraz sojuszników Francji) w bitwie pod Ramillies (1706).
Maison du Roi i pierwsza linia kawalerii na tym skrzydle ruszyła do silnej szarży. Szwadrony czerwone Maison du Roi przebiły się przez trzy linie kawalerii, która otworzyła się, podczas gdy jej połowa miała przewagę nad pierwszą linią. Czerwoni zyskali więcej niż pięćset kroków terenu [około 150 m]. Czerwoni wykonali zatem znowu szarżę całkowicie z sukcesem na szwadrony, które chciały je zajść z flanki. One zebrały się, zanim zrobiły półobrót w prawo, i znowu wykonały szarżę na sześć następnych. Znalazły się za czwartą linią, przed sobą i za sobą miały wroga. To wydarzenie nastąpiło chwilę potem, jak nikt nie mógł ich już zabezpieczyć z prawej flanki. To samo nieszczęście wystąpiło po ich lewej. Nieprzyjaciel, który miał linię za linią, nie uczynił nic więcej, jak się otworzył, aby wpuścić naszych głęboko w swoje szyki, a potem sformować się i zajść naszych z przodu i z tyłu. Co więcej, nie mieli oni osłony ze strony wioski Taviers…
Powyższy fragment pochodzi z książki R. Radziwonki, Ramillies 1706, Warszawa 2010, s. 104, stanowi on w całości cytat z L. de Saint-Simon, Memoires du Duc de Saint-Simon, t. IV, Paryż 1873, s. 424-425.
Przyznam, że całość nie jest dla mnie do końca zrozumiała (jeśli chodzi o szczegóły taktyczne), chociaż walka kawalerii w tym ujęciu wygląda bardzo dynamicznie. Widać, że szwadrony Domu Królewskiego (francuskie) wbiły się podczas walk bardzo głęboko i jednocześnie, że cały czas przeciwnik był „wokół nich”. Ten manewr z rozstąpieniem się kawalerii sprzymierzonych, by wciągnąć jazdę francuską w głąb, a następnie ją oskrzydlić, przypomina z kolei taktykę wschodnią, co także wydaje się ciekawe w odniesieniu do kawalerii zachodnioeuropejskiej. Ostatecznie zdecydowały jednak proste czynniki: przewaga liczebna sprzymierzonych (w decydującym momencie mieli prawie dwukrotnie więcej kawalerii na tym odcinku niż Francuzi) oraz zajście z flanki kawalerii francuskiej, co było możliwe dzięki przewadze liczebnej oraz wcześniejszemu zdobyciu położonej na skraju szyku Francuzów wioski Taviers.
_________________
Wojna pałacom, pokój chatom!
Góra elahgabal Tytuł:Napisane: czwartek, 16 września 2010, 18:05
romanrozynski napisał(a): Coś podobnego zrobiła jazda szwedzka pod Warszawą w 1656 roku.
Oddziały na które uderzyła husaria litewska rozbiegły się a pozostały przegrupowały się tak by uderzyć naszym na skrzydła gdy zatrzyma naszych 2-gi rzut jazdy.
Jak sądzę chodzi Ci tutaj o relację Gordona, według której jazda szwedzka miała się rozstąpić przed atakującymi husarzami? Problem jest tu jednak taki, że faktycznie husaria zadała ciężkie straty szwedzkim regimentom stojącym w pierwszej linii, które pod naporem ataku rozproszyły się i wycofały pomiędzy interwałami skwadronów drugiej linii (która także miała ponieść spore straty). Husaria walczyła pod ciężkim ostrzałem ze skrzydeł, nie dostała żadnego wsparcia, więc zmuszona została do odwrotu. Trudno w tym do końca upatrywać skutecznej taktyki szwedzkiej - z pomocą przyszło Szwedom głęboki ugrupowanie własne i brak wsparcia dla husarii.
_________________
http://kadrinazi.blogspot.com
Góra Tytuł:Napisane: środa, 6 października 2010, 13:58 Jeśli chodzi o piechotę - na PC rekonstruktorzy Księstwa mówili, że ogień rotami (prowadzony w porównywalny sposób jak opisywany wyżej) miał na celu zasypanie przeciwnika ogniem ciągłym, nękanie go i ogólną upierdliwość. Stosowany był rzadko ze względu na bardzo szybkie zużycie amunicji - noszoną ze sobą porcję (ok 60 ładunków) można było wystrzelac w ciągu pół godziny co pozostawiało jednostke praktycznie bezbronną w przypadku braku możliwości szybkiego uzupełnienia. Ogień salwami był bardziej dewastujący jednak była to salwa i chwila spokoju na uzupełnienie wyrw w szeregach czy nabicie własnej broni/danie salwy podczas gdy przy ogniu rotowym ciężko się dowodzi ludźmi kiedy co chwila ktoś pada w szeregach.
Dla odmiany w okresie późniejszym kiedy zasięg broni się zwiększył znacząco stosowano zwykle pierwszą salwę, a potem już każdy strzelał na własną rękę w tempie które mu odpowiadało i które był w stanie utrzymać.