Ja na bezludnej wyspie- opowiadanie na postawie lektury,,Przypadki Robinsona Crusoe''
HP00712
Od wczesnego dzieciństwa marzyłam o zamorskich wyprawach. Studiowałam podręczniki dotyczące statków, morza oraz roślinności znajdującej się na odległych lądach. Robiłam wszystko, aby móc odbyć swoją pierwszą daleką podróż. W końcu udało mi się. Mogłam popłynąć razem z przyjacielem na statku z towarem, który miał zostać dostarczony do Brazylii. Pewnego słonecznego ranka, gdy byłam już spakowana, udałam się do pobliskiego portu, skąd miał odpłynąć statek. Przyjaciel czekał na mnie przy wejściu na pokład. Gdy znalazłam się na statku, byłam bardzo szczęśliwa i wiedziałam, że teraz spełni sie moje największe marzenie. Po około piętnastu minutach mojego pobytu na tym statku została podniesiona kotwica i odbiliśmy od brzegu. Wtedy też mój przyjaciel o imieniu Łukasz zapytał czy w wolnym czasie mogłabym pomagać kucharzowi. Zgodziłam się bez wahania, ponieważ uwielbiam gotować i często robiłam to z moją mamą. No właśnie, z mamą. Co teraz będzie? Moi rodzice zostali na lądzie i, mimo iż pożegnałam się z nimi kilka godzin temu, to już zaczynam tęsknić za ich głosami. Kocham ich bardzo i nawet nie wyobrażam sobie, że mogłabym już nie zobaczyć bliskich mi, uśmiechniętych twarzy rodziców. Teraz dopiero zrozumiałam jak ważna jest obecność rodziny. W tym momencie z refleksji wyrwał mnie Łukasz. Zaprowadził mniw do mojej kajuty i wskazał łóżko. Rozpakowałam swoje rzeczy i zmęczona przeżyciami zasnęłam głębokim snem. Przez kilka kolejnych dni nie wydarzyło się nic szczególnego. Pomagałam kucharzowi, a potrawy, które przyrządzałam bardzo smakowały całej załodze. Pewnej nocy, gdy smacznie spałam, zbudził mnie wrzask załogi. Szybko wybiegłam na pokład i to co ujrzałam ogarnęło mnie strachem. Na morzu panował wielki sztorm a wysokie fale zalewały statek. Sternik nie miał nad nim panowania. Z dużą szybkością zbliżaliśmy się do rafy koralowej, która wystawała z wody. Jak najszybciej zbiegłam do swojej kajuty i do torby włożyłam haczyki na ryby, igły i nici, koce, nóż, piłę, gwożdzie i śruby oraz łuk ze strzałami, ponieważ pomyślałam, że gdy przeżyję tę burzę, przedmioty te będa mi najbardziej przydatne. Znów wyszłam na pokład i w tym samym momencie statek uderzył o rafę. Straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam, leżałam na miękkim piasku, a morze było już spokojne i przyjazne. Powoli wstałam i rozejrzałam się po wyspie, na której wylądowałam. Otaczały mnie wysokie drzewa pełne owoców, więc nie miałam obawy przed głodem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że mam ze sobą torbę z rzeczami, które wcześniej spakowałam. Położyłam ją przy pobliskiej skale i postanowiłam rozejrzeć się po okolicy. Wokół mnie rozbrzmiewał przyjemny świergot ptaków. Przyjrzałam się bliżej roslinom, które przypominały te, z moich podręczników. Po krótkim namyśle uświadomiłam sobie, że najprawdopodobniej jestem na bezludnej wyspie. W obawie przed drapieżnikami przenocowałam na wzgórzu. Następnego dnia od rana ciężko pracowałam. Najpierw piłą z pokładu statku cięłam gałęzie drzew, aby zbudować domek, w którym czułabym się bezpiecznie. Gdy miałam wystarczająco dużo gałęzi, za pomocą gwoździ wbijanych kamieniem, udało mi się stworzyć konstrukcję chaty. Brakowało tylko dachu i ścian. Było już późno i ciemno, dlatego ponownie udałam się na wzgórze, aby spędzić tam noc. O świcie wpadłam na pomysł, że na dokończenie domku wystarczą duże, silne liście. Takie też posiadał bananowiec. Wieczorem chatka była gotowa i mogłam w niej spędzić pierwszą noc. Teraz został problem pożywienia. Nie chcąc przez cały czas odżywiać się owocami, postanowiłam złowić kilka ryb. W stosie gałęzi znalazłam długi, prosty patyk. Przyczepiłam do niego nić, przy której był haczyk. Zarzuciłam kilka razy wędkę i po godzinie miałam złowione 4 ryby. Nie mając innego wyboru zjadłam je surowe. Tak mijały tygodnie i miesiące mojego pobytu. Pewnego dnia pomyślałam o moich rodzicach i od razu wpadła mi do głowy pewna myśl. Postanowiłam z suchego mchu, gałęzi i innych roślin zbudować wysoki słup. Gdy zobaczyłabym statek, zapaliłabym go i wtedy mogłabym wrócić do rodziców i przyjaciół. Po dwóch tygodniach moje dzieło było gotowe. Trzy dni później miałam okazję sprawdzić mój wynalazek. Na horyzoncie zobaczyłam żagiel i przybiegłam nad brzeg morza. Statek był coraz bliżej i w końcu przy użyciu krzemienia zapaliłam mój słup. Statek zmienił swój kierunek i teraz płynął w moją stronę. Okazało się, że jest on własnością pewnego kupca z mojego kraju i właśnie tam płynie. Byłam uratowana. Tym razem podróż przebiegła spokojnie i bez żadnych komplikacji czy kłopotów. Po dwóch tygodniach znów zobaczyłam rodziców i postanowiłam, że od tej pory morze będę obserwować z lądu.
Pewnego słonecznego ranka, gdy byłam już spakowana, udałam się do pobliskiego portu, skąd miał odpłynąć statek. Przyjaciel czekał na mnie przy wejściu na pokład. Gdy znalazłam się na statku, byłam bardzo szczęśliwa i wiedziałam, że teraz spełni sie moje największe marzenie. Po około piętnastu minutach mojego pobytu na tym statku została podniesiona kotwica i odbiliśmy od brzegu. Wtedy też mój przyjaciel o imieniu Łukasz zapytał czy w wolnym czasie mogłabym pomagać kucharzowi. Zgodziłam się bez wahania, ponieważ uwielbiam gotować i często robiłam to z moją mamą. No właśnie, z mamą. Co teraz będzie? Moi rodzice zostali na lądzie i, mimo iż pożegnałam się z nimi kilka godzin temu, to już zaczynam tęsknić za ich głosami. Kocham ich bardzo i nawet nie wyobrażam sobie, że mogłabym już nie zobaczyć bliskich mi, uśmiechniętych twarzy rodziców. Teraz dopiero zrozumiałam jak ważna jest obecność rodziny. W tym momencie z refleksji wyrwał mnie Łukasz. Zaprowadził mniw do mojej kajuty i wskazał łóżko. Rozpakowałam swoje rzeczy i zmęczona przeżyciami zasnęłam głębokim snem. Przez kilka kolejnych dni nie wydarzyło się nic szczególnego. Pomagałam kucharzowi, a potrawy, które przyrządzałam bardzo smakowały całej załodze.
Pewnej nocy, gdy smacznie spałam, zbudził mnie wrzask załogi. Szybko wybiegłam na pokład i to co ujrzałam ogarnęło mnie strachem. Na morzu panował wielki sztorm a wysokie fale zalewały statek. Sternik nie miał nad nim panowania. Z dużą szybkością zbliżaliśmy się do rafy koralowej, która wystawała z wody. Jak najszybciej zbiegłam do swojej kajuty i do torby włożyłam haczyki na ryby, igły i nici, koce, nóż, piłę, gwożdzie i śruby oraz łuk ze strzałami, ponieważ pomyślałam, że gdy przeżyję tę burzę, przedmioty te będa mi najbardziej przydatne. Znów wyszłam na pokład i w tym samym momencie statek uderzył o rafę. Straciłam przytomność.
Kiedy się ocknęłam, leżałam na miękkim piasku, a morze było już spokojne i przyjazne. Powoli wstałam i rozejrzałam się po wyspie, na której wylądowałam. Otaczały mnie wysokie drzewa pełne owoców, więc nie miałam obawy przed głodem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że mam ze sobą torbę z rzeczami, które wcześniej spakowałam. Położyłam ją przy pobliskiej skale i postanowiłam rozejrzeć się po okolicy. Wokół mnie rozbrzmiewał przyjemny świergot ptaków. Przyjrzałam się bliżej roslinom, które przypominały te, z moich podręczników. Po krótkim namyśle uświadomiłam sobie, że najprawdopodobniej jestem na bezludnej wyspie. W obawie przed drapieżnikami przenocowałam na wzgórzu. Następnego dnia od rana ciężko pracowałam. Najpierw piłą z pokładu statku cięłam gałęzie drzew, aby zbudować domek, w którym czułabym się bezpiecznie. Gdy miałam wystarczająco dużo gałęzi, za pomocą gwoździ wbijanych kamieniem, udało mi się stworzyć konstrukcję chaty. Brakowało tylko dachu i ścian. Było już późno i ciemno, dlatego ponownie udałam się na wzgórze, aby spędzić tam noc. O świcie wpadłam na pomysł, że na dokończenie domku wystarczą duże, silne liście. Takie też posiadał bananowiec. Wieczorem chatka była gotowa i mogłam w niej spędzić pierwszą noc. Teraz został problem pożywienia. Nie chcąc przez cały czas odżywiać się owocami, postanowiłam złowić kilka ryb. W stosie gałęzi znalazłam długi, prosty patyk. Przyczepiłam do niego nić, przy której był haczyk. Zarzuciłam kilka razy wędkę i po godzinie miałam złowione 4 ryby. Nie mając innego wyboru zjadłam je surowe. Tak mijały tygodnie i miesiące mojego pobytu. Pewnego dnia pomyślałam o moich rodzicach i od razu wpadła mi do głowy pewna myśl. Postanowiłam z suchego mchu, gałęzi i innych roślin zbudować wysoki słup. Gdy zobaczyłabym statek, zapaliłabym go i wtedy mogłabym wrócić do rodziców i przyjaciół. Po dwóch tygodniach moje dzieło było gotowe. Trzy dni później miałam okazję sprawdzić mój wynalazek. Na horyzoncie zobaczyłam żagiel i przybiegłam nad brzeg morza. Statek był coraz bliżej i w końcu przy użyciu krzemienia zapaliłam mój słup. Statek zmienił swój kierunek i teraz płynął w moją stronę. Okazało się, że jest on własnością pewnego kupca z mojego kraju i właśnie tam płynie.
Byłam uratowana. Tym razem podróż przebiegła spokojnie i bez żadnych komplikacji czy kłopotów. Po dwóch tygodniach znów zobaczyłam rodziców i postanowiłam, że od tej pory morze będę obserwować z lądu.