Santiago to główny bohater książki Ernesta Hemingwaya pt.„Stary człowiek i morze”. Był on siedemdziesięcioletnim człowiekiem, który został bardzo doświadczony przez los. Jego żona umarła, ale wciąż o niej myślał i wciąż mu jej bardzo brakowało. „Niegdyś na ścianie wisiała też kolorowa fotografia żony, ale ją zdjął, bo patrząc na nią czuł się zbyt samotny”. Stary mieszkał nad zatoką Golfsztrom, tam też łowił ryby. Niestety ostatnio miał ogromnego pecha: „oto już od osiemdziesięciu czterech dni nie schwytał ani jednej (ryby)”. Ludzie z tego powodu mu współczuli i uważali go za „salao, co jest najgorszym określeniem słowa pechowy”. Żył w biedzie, w chacie stało wyłącznie łóżko, stół, jedno krzesło, co nie dawało mu szansy na dobry wypoczynek: „Otulił się kocem i zasnął na starych gazetach, którymi przykryte były sprężyny łóżka”. Jego sprzęt też nie wydawał się być najlepszy: „Żagiel był wyłatany workami od mąki”.
Santiago wyglądał na bardzo wyniszczonego życiem: „Był suchy i chudy, na karku miał głębokie bruzdy”. Na skórze policzków można było ujrzeć brunatne plamy po niezłośliwym raku skóry, powstały one wskutek „odblasku słońca na morzach tropikalnych”. Na szczególną uwagę zasługują jego ręce oraz silne ramiona, które zniosły już niejeden duży ciężar morskich zwierząt: „… ręce miał poorane głębokimi szramami od wyciągania linką ciężkich ryb”. Głowę miał sędziwą, a w jego wesołych i niezłomnych oczach można było ujrzeć barwę morza.
Po wypłynięciu na otwarte morze ujawniły się jego pozytywne cechy umysłu. Stary rybak był zmuszony wypłynąć bez małego chłopca, który go bardzo kochał i uczył się u niego rzemiosła. Staremu bardzo brakowało małego pomocnika, czuł się wtedy bardzo samotnie: „Chciałbym tu mieć chłopca. (…) Nikt nie powinien zostawać sam na starość, ale to nieuniknione”. Właśnie wtedy Santiago zaimponował swoją samodzielnością, gdzie sam na środku wody wyposażony jedynie do obrony w nóż i wiosło próbował złowić olbrzymiego marlina. Wykazał się również dużą zaradnością. Przykładem tego może być chwila, gdy doskwierał mu głód. Po złowieniu delfina (za którym nie przepadał) wyjął z niego żołądek, „wewnątrz znajdowały się dwie latające ryby. Były świeże i jędrne…”. Na łódce wypowiedział wiele mądrości życiowych, które wynikały z jego specyficznej inteligencji i doświadczenia. Przykładem może być ta sentencja: „Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”. W tych dwóch zdaniach zawarł swoją najważniejszą prawdę życiową, dzięki której potrafił zrozumieć więcej od zwykłego człowieka. Czasami myślał bardzo paradoksalnie: „Nie jestem religijny, ale odmówię dziesięć ‘Ojcze nasz’ i dziesięć ‘Zdrowaś Mario’, żeby złapać tą rybę” Santiago charakteryzował się tym, że uparcie dążył do obranego wcześniej celu. Wykazał to łowiąc marlina, gdzie również nie była obojętna jego niewiarygodna wytrwałość. „W gruncie rzeczy odpoczywał tylko względnie. Wciąż trzymał na ramionach ciężar ciągnącej ryby…”. Wierzył w siebie, lecz można było zauważyć, iż przez cały czas walczył ze zwątpieniem, które następowało w miarę upływu stanowczo za długich godzin zmagań z marlinem: „Tym razem muszę go przyciągnąć do burty. Nie wytrzymam już wielu okrążeń. I owszem, wytrzymasz – powiedział do siebie. – Wytrzymasz wszystko.” Godna podziwu jest jego odporność na ból, który go nawiedzał prawie przy każdym ruchu: „…wtedy stary odchylił się, a linka parzyła mu teraz plecy i rozrzynała okropnie lewą dłoń”. Ale on nie zwracał na to uwagi, bo najważniejsze była dzielna walka z przeciwnościami losu i dowiedzenie tego, „co potrafi człowiek i co człowiek może wytrzymać”. Powolność, stanowczość i opanowanie doprowadziły go do wygranej, lecz nie tylko. Udowodnił, że sam na ‘środku morza’ potrafi być kimś więcej niż zwykłym rybakiem, pokazał iż analizując swoje dotychczasowe życie można sobie pomóc w osiągnięciu celu, w tym przypadku jakże ważnego. Dzięki swojej odwadze oplecionej walecznością i siłą ducha osiągnął nie tylko swój cel, ale również udowodnił, że ludzie w sędziwym wieku potrafią jeszcze bardzo dużo zdziałać. Chociażby początkowo aktywna walka z rekinami, zwierzętami które zostały przez niego bardzo zranione: „…podniósł wysoko pałkę i spuścił ją ciężko, z trzaskiem, na szeroki łeb rekina”.
Ale on szanował przyrodę i znał jej tajemnice. Będąc jej całkowitym sprzymierzeńcem i przestrzegając jej praw przetrwał na bezkresach wód. Lubił z nią obcować, a świadczą o tym jego liczne rozmowy ze zwierzętami: „Odpocznij sobie dobrze, ptaszku. A potem leć i zaryzykuj jak każdy człowiek, ptak czy ryba”. Znalazł sobie w marlinie przyjaciela, powiernika jego trudów i przedsięwzięć, jednak okrutna rzeczywistość kazała mu go unicestwić: „Marlin jest także moim przyjacielem. Jeszczem nie widział ani nie słyszał o takiej rybie. Mimo to muszę go zabić”. Ale właśnie dzięki komunikowaniu się z wodnym zwierzęciem, znalazł w nim godnego przeciwnika, który walczył do ostatniej chwili. Stary przez niego przeżył trudne chwile, jednak pokochał go na swój sposób: „Zabijasz mnie, ale masz do tego prawo. Nigdym nie widział nic większego, piękniejszego, bardziej spokojnego i szlachetnego od ciebie bracie. Przyjdź i zabij mnie. Wszystko mi jedno, kto kogo zabije”.
Uważam, że Santiago miał w sobie ogromną moc przetrwania. Wypływając do szerokie morze sam pokonał swoje słabości i swoją starość. Nie poddał się nawet wtedy, gdy brakowało mu sił, szczególnie było to widoczne w trakcie długotrwałej walki z marlinem. Na uwagę zasługują jego godność i wytrwałość, które pomagały mu wierzyć, iż zawsze można odnieść zwycięstwo, a szczególnie wtedy, gdy jest się walecznym. Jego heroizm w obliczu klęski spowodował, iż jego wyczyn po dopłynięciu do rodzinnego miasta okazał się nie porażką, a zwycięstwem.
Santiago to główny bohater książki Ernesta Hemingwaya pt.„Stary człowiek i morze”. Był on siedemdziesięcioletnim człowiekiem, który został bardzo doświadczony przez los. Jego żona umarła, ale wciąż o niej myślał i wciąż mu jej bardzo brakowało. „Niegdyś na ścianie wisiała też kolorowa fotografia żony, ale ją zdjął, bo patrząc na nią czuł się zbyt samotny”. Stary mieszkał nad zatoką Golfsztrom, tam też łowił ryby. Niestety ostatnio miał ogromnego pecha: „oto już od osiemdziesięciu czterech dni nie schwytał ani jednej (ryby)”. Ludzie z tego powodu mu współczuli i uważali go za „salao, co jest najgorszym określeniem słowa pechowy”. Żył w biedzie, w chacie stało wyłącznie łóżko, stół, jedno krzesło, co nie dawało mu szansy na dobry wypoczynek: „Otulił się kocem i zasnął na starych gazetach, którymi przykryte były sprężyny łóżka”. Jego sprzęt też nie wydawał się być najlepszy: „Żagiel był wyłatany workami od mąki”.
Santiago wyglądał na bardzo wyniszczonego życiem: „Był suchy i chudy, na karku miał głębokie bruzdy”. Na skórze policzków można było ujrzeć brunatne plamy po niezłośliwym raku skóry, powstały one wskutek „odblasku słońca na morzach tropikalnych”. Na szczególną uwagę zasługują jego ręce oraz silne ramiona, które zniosły już niejeden duży ciężar morskich zwierząt: „… ręce miał poorane głębokimi szramami od wyciągania linką ciężkich ryb”. Głowę miał sędziwą, a w jego wesołych i niezłomnych oczach można było ujrzeć barwę morza.
Po wypłynięciu na otwarte morze ujawniły się jego pozytywne cechy umysłu. Stary rybak był zmuszony wypłynąć bez małego chłopca, który go bardzo kochał i uczył się u niego rzemiosła. Staremu bardzo brakowało małego pomocnika, czuł się wtedy bardzo samotnie: „Chciałbym tu mieć chłopca. (…) Nikt nie powinien zostawać sam na starość, ale to nieuniknione”. Właśnie wtedy Santiago zaimponował swoją samodzielnością, gdzie sam na środku wody wyposażony jedynie do obrony w nóż i wiosło próbował złowić olbrzymiego marlina. Wykazał się również dużą zaradnością. Przykładem tego może być chwila, gdy doskwierał mu głód. Po złowieniu delfina (za którym nie przepadał) wyjął z niego żołądek, „wewnątrz znajdowały się dwie latające ryby. Były świeże i jędrne…”. Na łódce wypowiedział wiele mądrości życiowych, które wynikały z jego specyficznej inteligencji i doświadczenia. Przykładem może być ta sentencja: „Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”. W tych dwóch zdaniach zawarł swoją najważniejszą prawdę życiową, dzięki której potrafił zrozumieć więcej od zwykłego człowieka. Czasami myślał bardzo paradoksalnie: „Nie jestem religijny, ale odmówię dziesięć ‘Ojcze nasz’ i dziesięć ‘Zdrowaś Mario’, żeby złapać tą rybę”
Santiago charakteryzował się tym, że uparcie dążył do obranego wcześniej celu. Wykazał to łowiąc marlina, gdzie również nie była obojętna jego niewiarygodna wytrwałość. „W gruncie rzeczy odpoczywał tylko względnie. Wciąż trzymał na ramionach ciężar ciągnącej ryby…”. Wierzył w siebie, lecz można było zauważyć, iż przez cały czas walczył ze zwątpieniem, które następowało w miarę upływu stanowczo za długich godzin zmagań z marlinem: „Tym razem muszę go przyciągnąć do burty. Nie wytrzymam już wielu okrążeń. I owszem, wytrzymasz – powiedział do siebie. – Wytrzymasz wszystko.” Godna podziwu jest jego odporność na ból, który go nawiedzał prawie przy każdym ruchu: „…wtedy stary odchylił się, a linka parzyła mu teraz plecy i rozrzynała okropnie lewą dłoń”. Ale on nie zwracał na to uwagi, bo najważniejsze była dzielna walka z przeciwnościami losu i dowiedzenie tego, „co potrafi człowiek i co człowiek może wytrzymać”. Powolność, stanowczość i opanowanie doprowadziły go do wygranej, lecz nie tylko. Udowodnił, że sam na ‘środku morza’ potrafi być kimś więcej niż zwykłym rybakiem, pokazał iż analizując swoje dotychczasowe życie można sobie pomóc w osiągnięciu celu, w tym przypadku jakże ważnego. Dzięki swojej odwadze oplecionej walecznością i siłą ducha osiągnął nie tylko swój cel, ale również udowodnił, że ludzie w sędziwym wieku potrafią jeszcze bardzo dużo zdziałać. Chociażby początkowo aktywna walka z rekinami, zwierzętami które zostały przez niego bardzo zranione: „…podniósł wysoko pałkę i spuścił ją ciężko, z trzaskiem, na szeroki łeb rekina”.
Ale on szanował przyrodę i znał jej tajemnice. Będąc jej całkowitym sprzymierzeńcem i przestrzegając jej praw przetrwał na bezkresach wód. Lubił z nią obcować, a świadczą o tym jego liczne rozmowy ze zwierzętami: „Odpocznij sobie dobrze, ptaszku. A potem leć i zaryzykuj jak każdy człowiek, ptak czy ryba”. Znalazł sobie w marlinie przyjaciela, powiernika jego trudów i przedsięwzięć, jednak okrutna rzeczywistość kazała mu go unicestwić: „Marlin jest także moim przyjacielem. Jeszczem nie widział ani nie słyszał o takiej rybie. Mimo to muszę go zabić”. Ale właśnie dzięki komunikowaniu się z wodnym zwierzęciem, znalazł w nim godnego przeciwnika, który walczył do ostatniej chwili. Stary przez niego przeżył trudne chwile, jednak pokochał go na swój sposób: „Zabijasz mnie, ale masz do tego prawo. Nigdym nie widział nic większego, piękniejszego, bardziej spokojnego i szlachetnego od ciebie bracie. Przyjdź i zabij mnie. Wszystko mi jedno, kto kogo zabije”.
Uważam, że Santiago miał w sobie ogromną moc przetrwania. Wypływając do szerokie morze sam pokonał swoje słabości i swoją starość. Nie poddał się nawet wtedy, gdy brakowało mu sił, szczególnie było to widoczne w trakcie długotrwałej walki z marlinem. Na uwagę zasługują jego godność i wytrwałość, które pomagały mu wierzyć, iż zawsze można odnieść zwycięstwo, a szczególnie wtedy, gdy jest się walecznym. Jego heroizm w obliczu klęski spowodował, iż jego wyczyn po dopłynięciu do rodzinnego miasta okazał się nie porażką, a zwycięstwem.
Nie rozumiem o co chodzi. Ale chodzi że z lektór ? Źle się wyraziłaś sory