Emigracja – tragiczna konieczność czy szansa? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, analizując podany fragment Lalki. Odwołaj się również do całości utworu i innego tekstu kultury.
Bolesław Prus, Lalka, t. 2, rozdz. Dusza w letargu (fragment)
W tydzień po odwiedzinach Węgiełka wpadł Ochocki. […] Nastało długie milczenie. Wokulski siedział tyłem do okna ze spuszczoną głową, Ochocki cicho pogwizdując rozmyślał.
Nagle ocknął się i zaczął mówić jakby do siebie: – Co to za dziwna plątanina – życie ludzkie!
Kto by się spodziewał, że taki cymbał Starski może zrobić tyle dobrego... I właśnie z racji, że jest cymbałem...
Wokulski podniósł głowę i pytająco spojrzał na Ochockiego.
– Prawda, że dziwne?... – ciągnął Ochocki – a przecież tak jest. […]
Wokulski przeciągnął się na krześle.
– Bo wyobraź pan sobie, że ten cymbał swoimi umizgami może przyczynić się do faktu rzeczywiście doniosłego – mówił Ochocki. – Rzecz jest taka. Ja nieraz napomykałem Dalskiemu
(i zresztą wszystkim, którzy mają pieniądze), że warto by założyć w Warszawie gabinet doświadczalny do technologii chemicznej i mechanicznej. Bo pojmujesz pan, u nas nie ma wynalazków przede wszystkiem dlatego, że nie ma ich gdzie robić... Naturalnie, baron słuchał moich wywodów jednym uchem, a drugim je wypuszczał. Coś mu z tego jednak ugrzęzło w mózgu, bo dziś, kiedy Starski połaskotał go po sercu i po żebrach, mój baron, rozmyślając nad sposobami
wydziedziczenia żony, gadał ze mną po całych dniach o pracowni technologicznej. A na co się to zda?... A czy ludzie istotnie zrobią się mądrzejsi i lepsi, gdyby im ufundować pracownię?...
A ile by kosztowała i czy ja podjąłbym się urządzenia podobnej instytucji?... Kiedym zaś wyjeżdżał, rzeczy tak stanęły, że baron wezwał do siebie rejenta i spisali jakiś akt, który, o ile mogę
wnosić z półsłówek, dotyczy właśnie pracowni. Zresztą Dalski prosił mnie, ażeby mu wskazać facetów zdolnych do dyrygowania tym interesem. No i patrz pan, czy to nie ironia losu, ażeby
takie zero jak Starski, taki gatunek publicznego mężczyzny na pociechę nudzących się mężatek ażeby ten frant był zarodkiem technologicznej pracowni!... I niechże mi teraz dowodzą, że na świecie jest coś niepotrzebnego.
[…] Wokulski roześmiał się głośno.
– Śmiejesz się pan ze mnie?... – ofuknął Ochocki.
– Nie, tylko z barona... A pan dlaczego nie podjąłeś się zorganizować pracowni technologicznej?
– Dajże mi pan spokój! Wolę pojechać do gotowej pracowni, a nie dopiero tworzyć nową, z której bym nie doczekał się owoców i sam zmarniał. Na to trzeba mieć zdolności administracyjne i pedagogiczne, a już bynajmniej nie myśleć o machinach latających...
– Więc?... – spytał Wokulski.
– Jakie więc?... Bylem odebrał mój kapitalik, jaki jeszcze mam na hipotece, a o który od trzech lat nie mogę się doprosić, zmykam za granicę i na serio biorę się do roboty. Tutaj można nie tylko rozpróżniaczyć się, ale zgłupieć i skwaśnieć...
– Pracować wszędzie można.
– Facecje!... – odparł Ochocki. – Bo nawet, pominąwszy brak pracowni, tu przede wszystkim nie ma naukowego klimatu. To jest miasto karierowiczów, między którymi istotny badacz uchodzi za gbura albo wariata. Ludzie uczą się nie dla wiedzy, ale dla posady; a posadę
i rozgłos zdobywają przez stosunki, przez baby, przez rauty, czy ja wiem wreszcie przez co!...
Skąpałem się w tej sadzawce. Znam prawdziwie uczonych, nawet ludzi z geniuszem, którzy nagle zatrzymani w swym rozwoju wzięli się do dawania lekcyj albo do pisania artykułów popularnych, których nikt nie czyta, a choćby czytał, nie rozumie. Rozmawiałem z wielkimi przemysłowcami myśląc, że skłonię ich do popierania nauki, choćby dla praktycznych wynalazków.
I wiesz pan, com poznał?... Oto oni mają takie wyobrażenie o nauce jak gęsi o logarytmach.
A wiesz pan, jakie wynalazki zainteresowałyby ich?... Tylko dwa: jeden, który by wpłynął na zwiększenie dywidend, a drugi, który by nauczył ich pisać takie kontrakty obstalunkowe, żeby na nich można było okpić kundmana bądź na cenie, bądź na towarze. Przecież oni, dopóki my-
śleli, że pan zrobisz szwindel na tej spółce do handlu z cesarstwem, nazywali pana geniuszem;
a dziś mówią, że pan masz rozmiękczenie mózgu, ponieważ dałeś swoim wspólnikom o trzy procent więcej, aniżeli obiecałeś.
– Wiem o tym – odparł Wokulski.
– No, więc spróbujże pan między takimi ludźmi pracować dla nauki. Zdechniesz z głodu
albo zidiociejesz!... Ale za to jeżeli będziesz pan umiał tańczyć, grać na jakim instrumencie, występować w teatrze amatorskim, a nade wszystko bawić damy, aaa... to zrobisz pan karierę.
[…]
Ochocki zamyślił się.
Emigracja może mieć różne przyczyny. Może to być . emigracja polityczna, zarobkowa, dobrowolna czy przymusowa. Tę ostatnią często określała poczucie zagubienia, rozpacz, tęsknota za krajem, twardy los wygnańca.
Emigracja dla jednych była smutną koniecznością, ale dla innych życiową szansą.
Fragment powieści z t.2, rozdz. „Dusza w letargu” dotyczy rozmowy Wokulskiego z Ochockim na temat wyjazdu z kraju w celach poświęcenia się pracy naukowej.
Młody naukowiec narzeka, krytykując system pozytywistyczny w Polsce, negatywną opinię społeczeństwa o nauce, bierność ich działań i brak otwartości. Według Ochockiego w kraju nie ma szans na dokonanie wynalazku, gdyż świat wartości Polaków i ich postawy uniemożliwiają jakikolwiek rozwój, dlatego w swej pasji do nauki nie znajduje zrozumienia w swojej grupie społecznej, uważany za dziwaka. Postanawia więc wyjechać, ponieważ za granicą można dostrzec wyraźne skupienie się na rozwoju, tam nowatorskie pomysły są traktowane jako przejaw geniuszu, a nie szaleństwa. Ochocki uważa, że emigracja może stać się szansą na rozwój dla wybitnych jednostek.
Jego rozmówca z kolei uważa, że pracować można wszędzie, więc i ze zdobyciem pieniędzy nie powinno być trudności. Jednak ochocki uważa, że tylko niektóre zawody dają możliwość godnego życia. Za granicą można dostrzec wyraźne skupienie się na rozwoju. Nowatorskie pomysły są traktowane jako przejaw geniuszu, a nie szaleństwa.
Ochocki nie znajdował dla siebie miejsca w kraju, gdzie „ karierowiczów, między którymi istotny badacz uchodzi za gbura albo wariata. Ludzie uczą się nie dla wiedzy, ale dla posady“. Opuścił rodzinne strony i wyjechać za granicę, by tam kontynuować swoje badania wraz z profesorem Geistem, człowiekiem, który także nie spotkał się ze zrozumieniem społeczeństwa, w którym żył.
Ochocki stał się emigrantem z wyboru, ale spośród powieściowych postaci między innymi Wokulski ma przeszłość powstańczo-syberyjską, dla niego emigracja nie była wyborem dobrowolnym. Na Syberii, głównie w Irkucku, bohater spędził siedem lat. Jako zesłaniec zaangażował się w badania naukowe, zdobywając uznanie towarzystw naukowych.
Emigracja to także często doświadczenie uczucia wyobcowania i silnej tęsknoty za krajem. Dramat przymusowej emigracji ukazuje „Hymn“ Juliusza Słowackiego. W elegijnej tonacji utwór jest swego rodzaju spowiedzią „pielgrzyma”, „tułacza”, człowieka nieszczęśliwego, pozbawionego swego miejsca na ziemi, osobistym wyznaniem Polaka emigranta tęskniącego za ojczyzną. Podmiot liryczny mówi o beznadziejności życia człowieka pozbawionego ojczyzny, a dla podkreślenia swojej skargi skierowanej do Stwórcy, używa refrenicznego zwrotu: „Smutno mi, Boże”. Tęsknota do ojczyzny, do której nigdy nie wróci, sprawiają, że cierpi. Nie może pogodzić się z takim losem, trudno mu żyć w uczuciu samotności, wyobcowania, przepełniony gorzkim buntem, mówi: „Nim się przed moją nicością ukorzę,/ Smutno mi, Boże!“.
Ludzie emigrują z różnych powodów. Wyjazd z własnej woli, dla rozwijania swoich pasji nie jest ostatecznością, gdyż do ojczyzny można wrócić w każdej chwili. Natomiast tragicznym jest los emigranta, zmuszonego do opuszczenia kraju, bez szans na powrót, dla którego kresem tułaczej pielgrzymki będzie śmierć.