Rozłączenie Widokówka z tego świata Rozłączeni – lecz jedno o drugim pamięta; Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie, Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku z którego mam za darmo rozległe widoki: I nosi ciągłe wieści. Wiem, kiedy w ogródku, gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta; tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową ta sama mroźna próżnia Wiem, o jakiej godzinie wraca bolu fala, milczy swą nałogową Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska. odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie. Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej. I łzę różową leje, i skrą siną błyska. Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok. A choć mi teraz ciebie oczyma nie dostać, Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie Znając twój dom – i drzewa ogrodu, i kwiaty, słychać, co można widzieć, Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać gdy się jest Tobą. Między jakimi drzewy szukać białej szaty. Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem się w chwili dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki; Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć, choć jak ją nazwą, co będą mówili Osrebrzać je księżycem i promienić świtem: o niej ci, co przewyższają nas o grubą warstwę Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć geologiczną, stojąc Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem. na naszym próchnie, łgarstwie, niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją Potem jezioro z niebem dzielić na połowę, własną mieszankę śmiecia i rozpaczy - W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem; nie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę, kolejny stopień, rosnący pod stopą. Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem. Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija czas – i czy czas coś znaczy, Nie wiesz, nad jaką górą wschodzi ta perełka, gdy się jest Tobą. Którąm wybrał dla ciebie za gwiazdeczkę – stróża; Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele Nie wiesz, że gdzieś daleko, aż u gór podnóża, w którym zaszyfrowane są tajne wyroki Za jeziorem – dojrzałem dwa z okien światełka. śmierci lub dożywocia – co niewiele różni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy-Przywykłem do nich, kocham te gwiazdy jeziora, a jednak ta lektura Ciemne mgłą oddalenia, od gwiazd nieba krwawsze, wciąga mnie, niedorzeczny Dziś je widzę, widziałem zapalone wczora, swój mętny finał poznać mi pozwoli Zawsze mi świecą – smutno i blado – lecz zawsze... kryminał krwi i grozy, powieść – rzeka, która swój mętny finał poznać nie pozwoli A ty – wiecznie zagasłaś nad biednym tułaczem; dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść Lecz choć się nigdy, nigdzie połączyć nie mamy, zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek. Zamilkniemy na chwilę i znów się wołamy Ale dosyć o mnie. Mów, jak Ty się czujesz Jak dwa smutne słowiki, co się wabią płaczem. z moim bólem – jak boli Ciebie Twój człowiek.
Rozłączenie Widokówka z tego świata
Rozłączeni – lecz jedno o drugim pamięta; Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie,
Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku z którego mam za darmo rozległe widoki:
I nosi ciągłe wieści. Wiem, kiedy w ogródku, gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie
Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta; tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową
ta sama mroźna próżnia
Wiem, o jakiej godzinie wraca bolu fala, milczy swą nałogową
Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska. odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie.
Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej.
I łzę różową leje, i skrą siną błyska. Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie
palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok.
A choć mi teraz ciebie oczyma nie dostać, Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie
Znając twój dom – i drzewa ogrodu, i kwiaty, słychać, co można widzieć,
Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać gdy się jest Tobą.
Między jakimi drzewy szukać białej szaty. Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem się w chwili
dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki;
Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć, choć jak ją nazwą, co będą mówili
Osrebrzać je księżycem i promienić świtem: o niej ci, co przewyższają nas o grubą warstwę
Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć geologiczną, stojąc
Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem. na naszym próchnie, łgarstwie,
niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją
Potem jezioro z niebem dzielić na połowę, własną mieszankę śmiecia i rozpaczy -
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem; nie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija
Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę, kolejny stopień, rosnący pod stopą.
Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem. Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija
czas – i czy czas coś znaczy,
Nie wiesz, nad jaką górą wschodzi ta perełka, gdy się jest Tobą.
Którąm wybrał dla ciebie za gwiazdeczkę – stróża; Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele
Nie wiesz, że gdzieś daleko, aż u gór podnóża, w którym zaszyfrowane są tajne wyroki
Za jeziorem – dojrzałem dwa z okien światełka. śmierci lub dożywocia – co niewiele różni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy-Przywykłem do nich, kocham te gwiazdy jeziora, a jednak ta lektura
Ciemne mgłą oddalenia, od gwiazd nieba krwawsze, wciąga mnie, niedorzeczny
Dziś je widzę, widziałem zapalone wczora, swój mętny finał poznać mi pozwoli
Zawsze mi świecą – smutno i blado – lecz zawsze... kryminał krwi i grozy, powieść – rzeka, która swój mętny finał poznać nie pozwoli
A ty – wiecznie zagasłaś nad biednym tułaczem; dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść
Lecz choć się nigdy, nigdzie połączyć nie mamy, zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek.
Zamilkniemy na chwilę i znów się wołamy Ale dosyć o mnie. Mów, jak Ty się czujesz
Jak dwa smutne słowiki, co się wabią płaczem. z moim bólem – jak boli
Ciebie Twój człowiek.