Daję wolną rękę potrzebuję reportażu dosłownie na teraz na dowolny temat powinien zajmować około jednej strony A5...Z góry dzięki;))
Dzejo
Pewnego dnia wpadłem na pomysł. Miałem zamiar obserwować zachowanie ludzi na dużej przerwie. Zainteresował mnie ten temat niezmiernie. Słyszałem, że na przerwach dzieje się bardzo dużo ciekawych rzeczy, i warto zobaczyć to na własne oczy. Wybrałem wiec najdłuższą przerwę, dwudziestominutówke po 5 godzinie lekcyjnej. Tuż przed dzwonkiem wyszedłem z Sali lekcyjnej. Atmosfera była bardzo napięta. Wszystkie drzwi wyglądały jak by się miały zaraz otworzyć. Poszedłem korytarzem w kierunku pokoju nauczycielskiego gdzie zastałem kilka kręcących się osób. Kawałek dalej kafejka internetowa. Mimo tego że na drzwiach zauważyłem informacje, że otwarte od 13:00 już wszystkie miejsca były pozajmowane. Idąc dalej w kierunku dyżurki i sekretariatu minąłem pana dyrektora Wróbla, który zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem i jak zwykle sprawdził czy mam przebrane buty. Na dyżurce siedziały jakieś dwie dziewczyny, nawet ładne i oczywiście ubrane na galowo. Rzuciłem jeszcze okiem na drzwi sekretariatu, za którymi dzieją się rzeczy niewiadome dla uczniów i zacząłem iść w kierunku sal lekcyjnych. Ledwo doszedłem do mojego celu, ławeczki pod oknem naprzeciwko sal, zadzwonił dzwonek. Okropny, bardzo głośny, przeszywający dźwięk dzwonka zakończył lekcje. Już po chwili zaczęły do mnie dochodzić dźwięki z sal. I nagle po jakiś 20 sekundach z jednej z sal wybiegł tłum ludzi. Jak stado wołów, tupiąc, wrzeszcząc wywalili się na korytarz. Następna klasa bardzo podobnie, nauczycielka próbowała nawet interweniować ale nic z tego. Rozbawione klasy wbiegły na schody i znikły za zakrętem. Po krótkiej chwili na korytarzu zrobił się wielki szum. Gorzej niż na placu. Koledzy z młodszych klas biegają tam i z powrotem bawiąc się w ganianego, dziewczyny plotkują, jakaś grupka chłopaków śmieje się wniebogłosy. Kilku nauczycieli chodzi po korytarzu próbując dopilnować porządku. Przechodzący ochroniarz wzbudza zachwyt u dziewcząt. Wszyscy są jednym słowem szczęśliwi, szczęśliwi, że mogą się wyszaleć. Małe grupki uczniów jak mole zagłębiają się w książki i uczą, pewnie czeka ich jakiś ważny sprawdzian, albo po prostu lubią się uczyć. Idąc w kierunku sekretariatu spotykałem jakiegoś wyrośniętego chłopaka który znęca się nad dziewczyna. Sam nie wiem czy on ją w ten sposób podrywa czy naprawdę chce jej dokuczyć. Nauczycielka stojąca obok nie reaguje. Koło ksera pełno ludzi, cała gromadka jak widzę czekająca w kolejce. Jakaś dziewczynka kseruje sobie właśnie ściągę z biologii. Pani z ksero uśmiechnęła się do mnie, trochę ją znam. Mówimy sobie czasem „cześć”. Przez bramę do szkoły przelewa się wilka liczba osób. Każdy jak najszybciej chce iść do domu. Nikomu się nie dziwie. Współczuję tylko tej starszej pani która chce dostać się do szkoły ale jest wypychana na zewnątrz przez rozpędzonych uczniów. Dobrze że pani z portierni zareagowała i zatrzymała pędzący tłum. Koło pokoju nauczycielskiego jak dumni czarodzieje przemykają się nauczyciele aby wypić kawę, i przygotować się do następnej lekcji. W kafejce pełno ludzi wątpię żeby ktoś się tam jeszcze zmieścił. Przy wydawalni obiadów kilometrowa kolejka, każdy chce dostać jedzenie. Jakaś dziewczynka zaszywko jedząc poplamiła sobie bluzkę. Idąc dalej długim oszklonym korytarzem mijam tumany ludzi. Niektórzy się spieszą jak by się paliło, a niektórzy spokojnie spacerują rozmawiając lub jedząc swoje drugie śniadanie. Gdzie się nie popatrzę kogoś widzę. W każdym zakamarku szkoły ktoś jest. Musze jeszcze iść na parter koło szatni tam dzieje się dużo ciekawych rzeczy. No niestety, raczej stety dzisiaj jest spokojnie. Na parapetach pod oknem siedzą największe szpanery szkolne. Nie będę wymieniał nazwisk. Śmieją się, wytykają palcami, przedrzeźniają . Nie jest to moim zdaniem dobre towarzystwo. Jeszcze zostało mi do zwiedzenia skrzydło sportowe. Tu jak zawsze nauczyciele WF siedzą w swoim kantorku i rozmawiają. Co chwile ktoś wchodzi do ośrodka i pyta co będziemy mieć dzisiaj na lekcji? Jak zwykle nikt nie otrzymuje odpowiedzi. Pełno uczniów już przebranych w stroje sportowe szaleje na korytarzu nie mogąc doczekać się lekcji. Nie ma się prawie gdzie ruszyć taki tłok. Zaczynam wracać do mojej sali. Zostało już tylko 20 s przerwy. O już zadzwonił dzwonek. Powoli na korytarzu robi się pusto. Po jakiejś minucie na korytarzu nie ma już nikogo. Tylko jedna klasa czeka na panią. Pewnie jej nie ma i będą mieć zastępstwo. Co chwile do sal wbiegają spóźnialscy. Powoli nie słychać już nikogo nastaje cisza. Wszyscy wzięli się do pracy, no prawie wszyscy. Na korytarzach pustki, nikogo nie słychać. Czasem jakaś nauczycielka powie cos głośnej. Wielka ulga dla uszu. Jestem już pod moją salą. Przez zamknięte drzwi słyszę jak pani opowiada o Romeo i Julii. Nie mogę czekać musze wejść.
1 votes Thanks 0
Zgłoś nadużycie!
Jest godzina dwudziesta trzecia czternaście . Za oknami widzę ciemność... Nawet osiedlowe latarnie wyglądają zupełnie tak, jakby chciały powiedzieć „dobranoc” wszystkim mieszkańcom. Jeszcze tylko kilka godzin i znowu się zacznie. -Ciężko się wraca do rzeczywistości po weekendowej przerwie. Lekko zużyte książki, leżące na biurku zaraz trafią do plecaka. Patrząc z ich perspektywy można to nawet potraktować jako wesołe doświadczenie w ich krótkim w porównaniu do wieczności życiu-myślę. Sen szybko wkrada się pod powieki. Tak wygląda życie uczennicy liceum, a dokładniej niedzielny wieczór-prolog szkolnego życia Budzik niemiłosiernie przedziera ciszę. Jest kilka minut przed ósmą. Jeszcze niezupełnie świadoma staram się w pośpiechu przypomnieć sen. Za nic w świecie się nie udaje, zresztą jak wiele rzeczy w poniedziałek. Pośpiech to motyw przewodni wszelkich poranków. Szybka pobudka, szybka toaleta, szybkie śniadanie to nieodzowny element codzienności. Droga do szkoły również nie przynosi żadnych wrażeń. -Otwock już dawno przeżył lata swojej świetności, a hasło „miasto-uzdrowisko” to tylko pusty slogan wpisany w szary obraz otaczającej rzeczywistości. Przed dziewiąta jestem pod liceum. Stare kasyno robi wrażenie tylko na pierwszy rzut oka-oddaje się niekoniecznie wartym uwagi przemyśleniom. W szatni jak zwykle tłumy ludzi, których albo nie znam, albo nie chciałabym znać. Wchodzę... Pełna obaw, niepokoju, brakuje mi tylko worka z kapciami na którym mama wyszyłaby moje inicjały a wyglądałabym jak dziecko idące pierwszy raz zmierzyć się ze szkołą. Walka o przetrwanie toczy sie każdego dnia. Jesteś nieakceptowany przez grupę-przegrywasz. Przeciwstawiasz się mocniejszym-przegrywasz. Nie podejmujesz nauki-nie przetrwasz. Codziennie odgrywam role ekspertów. Gram. Na matematyce muszę udawać, że znakomicie czuję się w roli kogoś, kTo zna na pamięć wszystkie możliwe na świecie wzory skróconego mnożenia. Na fizyce powinnam udowadniać, że z Einsteinem jestem prawie per „Ty”. Chemia to akt zwany „rozpaczą”, a historia stanowi melodramat. Wieczny teatr, a sztuka nosi nazwę szkoła. I to nie byle jaka szkoła, ale życia. Przerwa to moment oddechu. Krótka chwila, kiedy wszystkich widzów i aktorów można wyciągnąć do foyer (SAndra to taka teatralna nazwa). Hałas jest czasami niemiłosierny, ale po każdych czterdziestu pięciu minutach potrzebna jest chociażby dla higieny pracy odrobina odpoczynku. Te kilka godzin mija bardzo powoli. Każda z chwil wydłuża się nieubłaganie. Kontakt ze światem zewnętrznym zapewnia mi telefon. -To bardzo mało dla kogoś, kto jest żądny tego, by wciąż poznawać i odkrywać nowe, nieznane jeszcze dotąd możliwości tego wszystkiego, co dzieje się wokół, a co inni określają mianem rzeczywistości-myślę w duchu i sprawdzam czy dobrze zanotowałam pracę domową. Powrót do domu-do tego wszyscy uczniowie podchodzą z zamiłowaniem. Ale ma to też swoje konsekwencje, miedzy innymi odrabianie uprzednio zadanej pracy domowej i naukę nowego materiału. Dziś wróciłam dodo domu po piętnastej. To w miarę wcześnie jak na warunki organizacyjne mojej szkoły. Praca domowa zajęła mi tylko ponad trzy godziny, a nauka kolejne dwie. Plan dniowy wykonany w ponad 120%, bo zdążyłam tez przeczytać dodatkowy temat. Tylko kto mi da odznaczenie? Już nawet wymyśliłam dla siebie tytuł-przodowniczka nauki, tylko, że nie wszyscy są na tyle wyrozumiali, by dostrzec moje starania. Sen... Jak dobrze znów się znaleźć w objęciach Morfeusza... I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.wykorzystane w gałczynie
Tuż przed dzwonkiem wyszedłem z Sali lekcyjnej. Atmosfera była bardzo napięta. Wszystkie drzwi wyglądały jak by się miały zaraz otworzyć. Poszedłem korytarzem w kierunku pokoju nauczycielskiego gdzie zastałem kilka kręcących się osób. Kawałek dalej kafejka internetowa. Mimo tego że na drzwiach zauważyłem informacje, że otwarte od 13:00 już wszystkie miejsca były pozajmowane. Idąc dalej w kierunku dyżurki i sekretariatu minąłem pana dyrektora Wróbla, który zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem i jak zwykle sprawdził czy mam przebrane buty. Na dyżurce siedziały jakieś dwie dziewczyny, nawet ładne i oczywiście ubrane na galowo. Rzuciłem jeszcze okiem na drzwi sekretariatu, za którymi dzieją się rzeczy niewiadome dla uczniów i zacząłem iść w kierunku sal lekcyjnych. Ledwo doszedłem do mojego celu, ławeczki pod oknem naprzeciwko sal, zadzwonił dzwonek. Okropny, bardzo głośny, przeszywający dźwięk dzwonka zakończył lekcje. Już po chwili zaczęły do mnie dochodzić dźwięki z sal. I nagle po jakiś 20 sekundach z jednej z sal wybiegł tłum ludzi. Jak stado wołów, tupiąc, wrzeszcząc wywalili się na korytarz. Następna klasa bardzo podobnie, nauczycielka próbowała nawet interweniować ale nic z tego. Rozbawione klasy wbiegły na schody i znikły za zakrętem. Po krótkiej chwili na korytarzu zrobił się wielki szum. Gorzej niż na placu. Koledzy z młodszych klas biegają tam i z powrotem bawiąc się w ganianego, dziewczyny plotkują, jakaś grupka chłopaków śmieje się wniebogłosy. Kilku nauczycieli chodzi po korytarzu próbując dopilnować porządku. Przechodzący ochroniarz wzbudza zachwyt u dziewcząt. Wszyscy są jednym słowem szczęśliwi, szczęśliwi, że mogą się wyszaleć. Małe grupki uczniów jak mole zagłębiają się w książki i uczą, pewnie czeka ich jakiś ważny sprawdzian, albo po prostu lubią się uczyć. Idąc w kierunku sekretariatu spotykałem jakiegoś wyrośniętego chłopaka który znęca się nad dziewczyna. Sam nie wiem czy on ją w ten sposób podrywa czy naprawdę chce jej dokuczyć. Nauczycielka stojąca obok nie reaguje. Koło ksera pełno ludzi, cała gromadka jak widzę czekająca w kolejce. Jakaś dziewczynka kseruje sobie właśnie ściągę z biologii. Pani z ksero uśmiechnęła się do mnie, trochę ją znam. Mówimy sobie czasem „cześć”. Przez bramę do szkoły przelewa się wilka liczba osób. Każdy jak najszybciej chce iść do domu. Nikomu się nie dziwie. Współczuję tylko tej starszej pani która chce dostać się do szkoły ale jest wypychana na zewnątrz przez rozpędzonych uczniów. Dobrze że pani z portierni zareagowała i zatrzymała pędzący tłum. Koło pokoju nauczycielskiego jak dumni czarodzieje przemykają się nauczyciele aby wypić kawę, i przygotować się do następnej lekcji. W kafejce pełno ludzi wątpię żeby ktoś się tam jeszcze zmieścił. Przy wydawalni obiadów kilometrowa kolejka, każdy chce dostać jedzenie. Jakaś dziewczynka zaszywko jedząc poplamiła sobie bluzkę. Idąc dalej długim oszklonym korytarzem mijam tumany ludzi. Niektórzy się spieszą jak by się paliło, a niektórzy spokojnie spacerują rozmawiając lub jedząc swoje drugie śniadanie. Gdzie się nie popatrzę kogoś widzę. W każdym zakamarku szkoły ktoś jest. Musze jeszcze iść na parter koło szatni tam dzieje się dużo ciekawych rzeczy. No niestety, raczej stety dzisiaj jest spokojnie. Na parapetach pod oknem siedzą największe szpanery szkolne. Nie będę wymieniał nazwisk. Śmieją się, wytykają palcami, przedrzeźniają . Nie jest to moim zdaniem dobre towarzystwo. Jeszcze zostało mi do zwiedzenia skrzydło sportowe. Tu jak zawsze nauczyciele WF siedzą w swoim kantorku i rozmawiają. Co chwile ktoś wchodzi do ośrodka i pyta co będziemy mieć dzisiaj na lekcji? Jak zwykle nikt nie otrzymuje odpowiedzi. Pełno uczniów już przebranych w stroje sportowe szaleje na korytarzu nie mogąc doczekać się lekcji. Nie ma się prawie gdzie ruszyć taki tłok. Zaczynam wracać do mojej sali. Zostało już tylko 20 s przerwy. O już zadzwonił dzwonek. Powoli na korytarzu robi się pusto. Po jakiejś minucie na korytarzu nie ma już nikogo. Tylko jedna klasa czeka na panią. Pewnie jej nie ma i będą mieć zastępstwo. Co chwile do sal wbiegają spóźnialscy. Powoli nie słychać już nikogo nastaje cisza. Wszyscy wzięli się do pracy, no prawie wszyscy. Na korytarzach pustki, nikogo nie słychać. Czasem jakaś nauczycielka powie cos głośnej. Wielka ulga dla uszu. Jestem już pod moją salą. Przez zamknięte drzwi słyszę jak pani opowiada o Romeo i Julii. Nie mogę czekać musze wejść.
Budzik niemiłosiernie przedziera ciszę. Jest kilka minut przed ósmą. Jeszcze niezupełnie świadoma staram się w pośpiechu przypomnieć sen. Za nic w świecie się nie udaje, zresztą jak wiele rzeczy w poniedziałek. Pośpiech to motyw przewodni wszelkich poranków. Szybka pobudka, szybka toaleta, szybkie śniadanie to nieodzowny element codzienności. Droga do szkoły również nie przynosi żadnych wrażeń. -Otwock już dawno przeżył lata swojej świetności, a hasło „miasto-uzdrowisko” to tylko pusty slogan wpisany w szary obraz otaczającej rzeczywistości. Przed dziewiąta jestem pod liceum. Stare kasyno robi wrażenie tylko na pierwszy rzut oka-oddaje się niekoniecznie wartym uwagi przemyśleniom. W szatni jak zwykle tłumy ludzi, których albo nie znam, albo nie chciałabym znać. Wchodzę... Pełna obaw, niepokoju, brakuje mi tylko worka z kapciami na którym mama wyszyłaby moje inicjały a wyglądałabym jak dziecko idące pierwszy raz zmierzyć się ze szkołą. Walka o przetrwanie toczy sie każdego dnia. Jesteś nieakceptowany przez grupę-przegrywasz. Przeciwstawiasz się mocniejszym-przegrywasz. Nie podejmujesz nauki-nie przetrwasz.
Codziennie odgrywam role ekspertów. Gram. Na matematyce muszę udawać, że znakomicie czuję się w roli kogoś, kTo zna na pamięć wszystkie możliwe na świecie wzory skróconego mnożenia. Na fizyce powinnam udowadniać, że z Einsteinem jestem prawie per „Ty”. Chemia to akt zwany „rozpaczą”, a historia stanowi melodramat. Wieczny teatr, a sztuka nosi nazwę szkoła. I to nie byle jaka szkoła, ale życia.
Przerwa to moment oddechu. Krótka chwila, kiedy wszystkich widzów i aktorów można wyciągnąć do foyer (SAndra to taka teatralna nazwa). Hałas jest czasami niemiłosierny, ale po każdych czterdziestu pięciu minutach potrzebna jest chociażby dla higieny pracy odrobina odpoczynku.
Te kilka godzin mija bardzo powoli. Każda z chwil wydłuża się nieubłaganie. Kontakt ze światem zewnętrznym zapewnia mi telefon. -To bardzo mało dla kogoś, kto jest żądny tego, by wciąż poznawać i odkrywać nowe, nieznane jeszcze dotąd możliwości tego wszystkiego, co dzieje się wokół, a co inni określają mianem rzeczywistości-myślę w duchu i sprawdzam czy dobrze zanotowałam pracę domową.
Powrót do domu-do tego wszyscy uczniowie podchodzą z zamiłowaniem. Ale ma to też swoje konsekwencje, miedzy innymi odrabianie uprzednio zadanej pracy domowej i naukę nowego materiału. Dziś wróciłam dodo domu po piętnastej. To w miarę wcześnie jak na warunki organizacyjne mojej szkoły. Praca domowa zajęła mi tylko ponad trzy godziny, a nauka kolejne dwie. Plan dniowy wykonany w ponad 120%, bo zdążyłam tez przeczytać dodatkowy temat. Tylko kto mi da odznaczenie? Już nawet wymyśliłam dla siebie tytuł-przodowniczka nauki, tylko, że nie wszyscy są na tyle wyrozumiali, by dostrzec moje starania. Sen... Jak dobrze znów się znaleźć w objęciach Morfeusza... I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.wykorzystane w gałczynie