Wiele rzeczy, możesz opisać jakieś wydarzenia kulturalne (np. koncert), sportowe (mecz). You know, what I mean. Dziennikarzuję trochę, mogę Ci podesłać któryś ze swoich.
Świat, czy prościej – otaczająca nas rzeczywistość nieustannie ewoluuje, niewidzialna i wybitnie niematerialna siła każdego dnia doprowadza do zmian, nierzadko iście rewolucyjnych. Na chłopski rozum – jeśli codziennie coś się w naszym życiu zmienia, to nie ma się co dziwić, że w ciągu kilku ostatnich lat, filozofia życia, jego styl, poglądy młodych ludzi, typowych smarków uległa gwałtownemu przewrotowi. Te omawiane zmiany są doskonale widoczne na przykładach. Miałem to szczęście, że trafiłem w wirtualny świat stosunkowo późno, wychowywałem się na „berku” czy „chowanym”, a nie ślęcząc przed monitorem. W dzieciństwie bywałem poobijany, cholernie zmęczony całym, zazwyczaj atrakcyjnym dniem, natomiast dzisiejsi nastolatkowie zmagają się co najwyżej z bolącymi oczyma (od gapienia się w monitor, bo przecież nie od czytania e-booków, szanujmy się!). Może generalizuje, ale cóż, wolno mi. Podyskutujmy o dzisiejszej młodzieży, używając terminologii sportowej – juniorach młodszych, szczególnie o nich.
Dzieciństwo to czas, kiedy poznajemy świat, w porywach nieokiełznanej ciekawości próbujemy zrozumieć, pojąć otoczenie. Bardzo często lata młodości determinują nasze późniejsze poczynania, nabywamy wzory zachowań, nawyki, pasje, których nie sposób się pozbyć. Sam swoje własne dzieciństwo wspominam ze łzami w oczach, łzami szczęścia, sentymentu, rzecz jasna. To właśnie wtedy, będąc małym szkrabem zaraziłem się nieuleczalną chorobą, która nie widnieje w medycznych bibliach, mowa o piłce nożnej. Ale nie o tym chciałem prawić. Dawniej, młody człowiek całe dnie, nierzadko i noce spędzał na podwórku, skacząc po drzewach, wytężając szare komórki, by znaleźć zewnętrzne sposoby na nudę. Nie było komputerów, no dobra – były, ale w odwrocie, internet nie wyznaczał jeszcze trendów, wszystko wydawało się prostsze. Kiedyś, frustrowało nas to, że rodzice wołają na obiad, przerywając zabawę, teraz młodzież frustruje się, gdy ktoś ośmieli się przerwać ich wirtualną podróż.
Zauważcie jakie oddziaływanie na młodych (i nie tylko) ma facebook. Strona założona dla zabawy, absolutnie nie nastawiona na tak olbrzymi sukces, który przeszedł najśmielsze oczekiwania, staje się – dla niektórych – sensem istnienia. Skłamałbym już na wstępie, gdybym napisał, że sam nie korzystam, ale we wszystkich trzeba znaleźć złoty środek, niestety – wciąż go szukam. Wydaje mi się, że my – ludzie urodzeni w latach dziewięćdziesiątych mamy pełen komfort. Posłuchajcie argumentacji.
Nasi rodzice naprawdę mają głowy wypchane wspomnieniami po brzegi. W domach kilkoro dzieci (teraz to nie do pomyślenia, nawet tak sławetny model 2+1 odchodzi w zapomnienie), wszyscy się znali, cenili, szanowali. Imprezy do białego rana, przy tanecznych rytmach Modern Talking, niosących się z głośnika, bywały klimatyczne. Problemy dnia codziennego schodziły na dalszy plan. Mama opowiadała mi oryginalną historię, pozwólcie, ze przytoczę. Był taki sąsiad, co wybitnie nie rozumiał młodych. Skarżył, gdy Ci zachowywali się głośno, nierzadko przerywał imprezy, po prostu szkodził. W końcu, po kolejnej interwencji krewkiego sąsiada, czara goryczy eksplodowała. Zebrało się kilku chłopa i… zabetonowało mu jedyne wyjściowe drzwi. Oczywiście, pod osłoną nocy, oczywiście – bez większych konsekwencji. Takie to właśnie były czasy.
My, jesteśmy z okresu przejściowego. I do tańca, i do różańca. Wiemy co nieco o kolorowych latach osiemdziesiątych, przy tym w odpowiednim stopniu ulegliśmy skomputeryzowaniu. W dzieciństwie, wzorem rodziców, harcowaliśmy całe dnie na świeżym powietrzu, nie ważne było, czy pada czy też piździ, zabawa to zabawa. Komputery opanowały nas odpowiednio późno.
Wiele rzeczy, możesz opisać jakieś wydarzenia kulturalne (np. koncert), sportowe (mecz). You know, what I mean. Dziennikarzuję trochę, mogę Ci podesłać któryś ze swoich.
Świat, czy prościej – otaczająca nas rzeczywistość nieustannie ewoluuje, niewidzialna i wybitnie niematerialna siła każdego dnia doprowadza do zmian, nierzadko iście rewolucyjnych. Na chłopski rozum – jeśli codziennie coś się w naszym życiu zmienia, to nie ma się co dziwić, że w ciągu kilku ostatnich lat, filozofia życia, jego styl, poglądy młodych ludzi, typowych smarków uległa gwałtownemu przewrotowi. Te omawiane zmiany są doskonale widoczne na przykładach. Miałem to szczęście, że trafiłem w wirtualny świat stosunkowo późno, wychowywałem się na „berku” czy „chowanym”, a nie ślęcząc przed monitorem. W dzieciństwie bywałem poobijany, cholernie zmęczony całym, zazwyczaj atrakcyjnym dniem, natomiast dzisiejsi nastolatkowie zmagają się co najwyżej z bolącymi oczyma (od gapienia się w monitor, bo przecież nie od czytania e-booków, szanujmy się!). Może generalizuje, ale cóż, wolno mi. Podyskutujmy o dzisiejszej młodzieży, używając terminologii sportowej – juniorach młodszych, szczególnie o nich.
Dzieciństwo to czas, kiedy poznajemy świat, w porywach nieokiełznanej ciekawości próbujemy zrozumieć, pojąć otoczenie. Bardzo często lata młodości determinują nasze późniejsze poczynania, nabywamy wzory zachowań, nawyki, pasje, których nie sposób się pozbyć. Sam swoje własne dzieciństwo wspominam ze łzami w oczach, łzami szczęścia, sentymentu, rzecz jasna. To właśnie wtedy, będąc małym szkrabem zaraziłem się nieuleczalną chorobą, która nie widnieje w medycznych bibliach, mowa o piłce nożnej. Ale nie o tym chciałem prawić. Dawniej, młody człowiek całe dnie, nierzadko i noce spędzał na podwórku, skacząc po drzewach, wytężając szare komórki, by znaleźć zewnętrzne sposoby na nudę. Nie było komputerów, no dobra – były, ale w odwrocie, internet nie wyznaczał jeszcze trendów, wszystko wydawało się prostsze. Kiedyś, frustrowało nas to, że rodzice wołają na obiad, przerywając zabawę, teraz młodzież frustruje się, gdy ktoś ośmieli się przerwać ich wirtualną podróż.
Zauważcie jakie oddziaływanie na młodych (i nie tylko) ma facebook. Strona założona dla zabawy, absolutnie nie nastawiona na tak olbrzymi sukces, który przeszedł najśmielsze oczekiwania, staje się – dla niektórych – sensem istnienia. Skłamałbym już na wstępie, gdybym napisał, że sam nie korzystam, ale we wszystkich trzeba znaleźć złoty środek, niestety – wciąż go szukam. Wydaje mi się, że my – ludzie urodzeni w latach dziewięćdziesiątych mamy pełen komfort. Posłuchajcie argumentacji.
Nasi rodzice naprawdę mają głowy wypchane wspomnieniami po brzegi. W domach kilkoro dzieci (teraz to nie do pomyślenia, nawet tak sławetny model 2+1 odchodzi w zapomnienie), wszyscy się znali, cenili, szanowali. Imprezy do białego rana, przy tanecznych rytmach Modern Talking, niosących się z głośnika, bywały klimatyczne. Problemy dnia codziennego schodziły na dalszy plan. Mama opowiadała mi oryginalną historię, pozwólcie, ze przytoczę. Był taki sąsiad, co wybitnie nie rozumiał młodych. Skarżył, gdy Ci zachowywali się głośno, nierzadko przerywał imprezy, po prostu szkodził. W końcu, po kolejnej interwencji krewkiego sąsiada, czara goryczy eksplodowała. Zebrało się kilku chłopa i… zabetonowało mu jedyne wyjściowe drzwi. Oczywiście, pod osłoną nocy, oczywiście – bez większych konsekwencji. Takie to właśnie były czasy.
My, jesteśmy z okresu przejściowego. I do tańca, i do różańca. Wiemy co nieco o kolorowych latach osiemdziesiątych, przy tym w odpowiednim stopniu ulegliśmy skomputeryzowaniu. W dzieciństwie, wzorem rodziców, harcowaliśmy całe dnie na świeżym powietrzu, nie ważne było, czy pada czy też piździ, zabawa to zabawa. Komputery opanowały nas odpowiednio późno.
Może to właśnie wspomniany złoty środek?
Sprubuj napisać o najpopularnejsej grze w youtougieczyli minecraft cie
o naj popularniejszej grze wnyoutube
obecnie naj popularniejsza grą w youtube jest minecraft nagrywa ją wiele osób i od iej zaczynali sie wybijac w świat youtuberów.
sorrrrrrrry z abłędy ort=)